piątek, 18 września 2015

Od Saszy - CD Arlo

W głowie Saszy zakłębiło się tysiąc myśli na raz, tworząc wszechobecny chaos. Sytuację pogarszało jeszcze przenikliwe spojrzenie czarnowłosego. Albinos nagle poczuł się dziwnie malutki i przytłoczony całą tą sytuacją. Jakże prościej byłoby siedzieć teraz w szpitalu! Otoczyć się stertą papierów, wpełznąć pod koc, wybrać się do szpitalnej biblioteczki. Ale z drugiej strony nie chciał niczego tracić. W ciągu raptem dwóch dni uraczył takiej ilości uczuć której nie doznał przez te wszystkie lata. I wcale nie podobała mu się myśl o straceniu tego wszystkiego. W końcu skupił wzrok na Arlo podświadomie wiedząc że odwrócenie spojrzenia nie wchodziło teraz w grę.
- Miłość jest ślepa. Albo to tylko iluzja. Myślisz że tego nie wiem? – powiedział w końcu. Odetchnął głęboko nie wiedząc co robić. Wszystko to sprawiało, że czuł się jak zaszczute zwierzę. – To, co ci zrobiono. Nawet bardziej niż okrutne. I niczym sobie na to nie zasłużyłeś. Przykro mi. – dokończył gdy udało mu się złapać rozpędzone myśli i ułożyć je w słowa. W oczach drugiego ducha dostrzegł błysk, którego nie mógł w żaden sposób rozszyfrować. Ostrożnie podniósł dłonie rozluźniając gumkę w bluzie. Ucisk, mimo iż delikatny kojarzył mu się z wisielczą pętlą. Arlo nie zacisnął ich ponownie. Właściwie to nie zrobił i nie powiedział nic. Sasza przymknął oczy starając się zatrzymać nie ustającą gonitwę myśli. Ten chaos w głowie powoli go męczył. I wprawiał w zakłopotanie, którego wprost nie cierpiał. Podniósł dłonie starając się ignorować ich drżenie. Przesunął opuszkami po bladym policzku Coena. Ostrożnie założył jeden z czarnych kosmyków za jego ucho. Z pewnym wahaniem zbliżył swoją twarz i delikatnie ucałował go w usta. Nawet coś tak krótkiego wywołało w nim falę ciepła i łaskoczące uczucie w brzuchu. Zamknął oczy czując, jak Arlo wciąga go w pocałunek przygryzając lekko jego wargę. Oderwał się od niego dopiero po dłuższej chwili i prawie natychmiast objął niższego chłopaka wtulając twarz w jego ramię. Nie potrafił wytłumaczyć dlaczego tak bardzo mu na nim zależy ani dlaczego tak dobrze się przy nim czuje. Być może była to po prostu naturalna reakcja, w końcu spędził sporo czasu w samotności odseparowany od otoczenia. Wiedział natomiast że nie chce znowu być sam. Po tym co się wydarzyło po prostu nie byłby w stanie dalej funkcjonować w opustoszałym szpitalu. 
- Nie zostawiaj mnie, dobrze? - wymamrotał nawet nie myśląc nad tym co mówi. Kiedy po raz kolejny wyobrażał sobie puste korytarze i huczącą w uszach ciszę, miał ochotę przyczepić się do Arlo i już nigdy go nie puścić.  Towarzystwo czarnowłosego działała na niego w jakiś kojący sposób sprawiając, że czuł się po prostu lepiej. 

< Post jest beznadziejny i krótki, ale przeziębienie nie daje mi wykrzesać z siebie nic więcej. >

wtorek, 25 sierpnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo nie podobała się reakcja Saszy na film, który mu puścił. Jakże uroczy film! Jeśli tak miała wyglądać odpowiedź na jego zwierzenia, to był pewien, że już nigdy nikomu nie zdecyduje się pokazać, przez co przeszedł w dzieciństwie, a tym bardziej opowiedzieć, jak się wtedy czuł. Był tylko dzieckiem, zmuszanym do obrzydliwych, paskudnych rzeczy przez ludzi, których nie potrafił nazywać rodzicami, w piwnicy budynku, którego nie potrafił nazywać domem.
Przez chwilę coś poczuł - dziwne ukłucie gdzieś głęboko w klatce piersiowej, dokładnie tam, gdzie czuł bicie serca. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć Albie, że jest samolubny, że nie tak powinien się zachować, bo Coen przecież pokazał mu właśnie fragment swojej okropnej przeszłości, i to na dodatek ten najgorszy fragment, a on nawet nie powiedział, że mu współczuje. Kazał tylko wyłączyć, bo nie chciał słyszeć wrzasków molestowanego dziecka. I tak zachowuje się niby osoba empatyczna?
Złość szybko mu przeszła, jak zwykle zresztą. Sasza wydawał się być całkiem rozmowny, ale kiedy mówił o Jurze, za nic nie chciał spojrzeć Arlo w oczy. Ani w ogóle na niego. Najwyraźniej rzeczywiście wypił więcej niż powinien, bo zaraz po tym zaczął bredzić coś o bliskich, zamknięciu w szpitalu i podobnych bzdetach, których Coen nie rozumiał i nie chciał rozumieć. Sam nigdy nie miał nikogo bliskiego, bo urazy, których doznała jego delikatna dziecięca psychika, nie pozwalały mu pozwolić komukolwiek się do siebie zbliżyć. I nie był pewien, czy chce to zmieniać.
Kiedy albinos wreszcie spojrzał mu w oczy, nie potrafił powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu, tylko po części pijackiego. Uniósł rękę i delikatnie przesunął kciukiem po dolnej wardze Saszy. Czuł ciepły oddech drugiego ducha delikatnie owiewający jego dłoń. Uśmiechnął się nieco szerzej.
- Opowiem ci coś - odezwał się po chwili cicho, wstając chwiejnie i zmuszając znajomego do podciągnięcia się na fotel, o który jeszcze przed chwilą opierał się plecami. Usiadł mu na kolanach i zaczął bawić się ściągaczami jego bluzy. - Dawno temu w niedużym mieście żyła sobie dziewczynka imieniem Ada. Miała kochających rodziców, ładny dom i psa, z którym bawiła się w ogródku każdego dnia po południu. Miała dobre stopnie, więc rodzina była z niej dumna. Była ładna, więc koleżanki zazdrościły jej wyglądu. Wyrosła na śliczną, mądrą dziewczynę. Ale któregoś dnia, gdy wracała ze szkoły, zatrzymał się obok niej duży czarny samochód. W samochodzie siedziało trzech mężczyzn. Jeden z nich wciągnął ją do środka. Samochód odjechał, a Ady nigdy nie znaleźli. Jak myślisz, Saszka, dlaczego to akurat ją porwali?
Albinos wzruszył ramionami, a drobniejszy duch nagłym ruchem pociągnął za ściągacze, zaciskając gumkę od kaptura wokół jego szyi.
- Bo akurat tamtędy przechodziła - dokończył, jeszcze ciszej niż poprzednio, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w swoje własne dłonie. - Bo miała pecha. Są na świecie ludzie, którym życie rzuca w twarz gównem o wiele większym niż tobie, Saszka. Ty o tym wiesz i ja o tym wiem. Ale wiesz, czasem zastanawiam się, jak to jest, że to z miłości ludzie robią największe głupstwa?


<Masz posta, mendo jedna. Mówiłam że będzie chujowo.>

czwartek, 20 sierpnia 2015

Od Saszy - CD Arlo

Sasza zamarł w bezruchu, jakby słowa potrzebowały dłuższej ilości czasu na dotarcie do jego świadomości. A tak nie było, bo mimo iż upił się to przejrzystość myśli była nadal w zadowalającym stanie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć jednak zanim zdążył jakoś dobrać słowa, uruchomił się film. Albinos wbił wzrok w telewizor. Gdy tylko sobie uświadomił co się dzieje na ekranie zalało go zimno. Ponad to, czuł się winny że niejako zmusił Arlo do rozdrapywania starych ran. Drgnął wystraszony kiedy z telewizora dobiegł wysoki, chłopięcy krzyk. Odruchowo zakrył usta dłonią. Poczuł, że w oczach zakręciły mu się niechciane łzy.
- Saszka? – usłyszał głos znajomego. Białowłosy podciągnął nogi pod brodę.
- Wyłącz to. Proszę. – wyszeptał. Czarnowłosy popatrzył na nadal męczonego chłopca z nagrania.
- Ale przynajmniej wytrzymałeś połowę. – mruknął po czym wyjął starą kasetę. Wstał chwiejnie aby odnieść ją z powrotem na miejsce. Zaraz potem ponownie usiadł obok Alby. Sasza zawahał się przez moment, potem jednak wtulił się w Coena. Ten przytulił go pozwalając, żeby białowłosy oparł swoją głowę na jego ramieniu.
- Przepraszam. – powiedział cicho nie podnosząc wzroku na znajomego.
- Teraz twoja kolej. Czemu się zaćpałeś? Kim jest Jura? – zapytał. Sasza przymknął oczy najpierw zastanawiając się jakiej może użyć wymówki. Jednak żadna nie przychodziła mu do głowy. Z drugiej strony był to winien znajomego. Ale czy nie wyjdzie na małego egoistę, który po prostu się załamał gdy życie zaczęło pluć mu w twarz? Mimo to zaczął mu opowiadać. Mówił cicho, ale tak aby Arlo był w stanie go usłyszeć. I podczas zwierzenia ani razu nie spojrzał mu w oczy. W końcu skończył, jakże przejmującą historię swojego życia i zamilkł.
- Kochasz Jurę, Saszka? – zapytał tamten.
- Nie, teraz chyba myślę że to było bezsensu. Mam do niego żal. – powiedział ostrożnie, jednak zgodnie z prawdą. Zaraz po tym prychnął.
- Nie został mi nikt bliski. Przez tyle lat siedziałem zamknięty w szpitalu bojąc się, kompletnego zapomnienia. To głupie, prawda? – rzucił. Odsunął się trochę od Arlo, po czym oparł się o fotel. Odchylił głowę do tyłu i zakrył twarz ramionami. – Myślisz, że ktoś będzie chciał być mi bliski? To dziwne, bo znam cię krótko. A mimo to chciałbym, żebyś to był ty. – powiedział nagle nawet nie myśląc nad wypowiedzianymi słowami. Zapadła cisza, a Sasza dopiero po chwili zrozumiał co wyznał. Przygryzł wargę zaniepokojony własnymi słowami. W duszy obiecał sobie, że już nigdy się nie spije. Doprowadzanie się do stanu w którym po prostu mówił to co czuje brzmiało ciekawie, jednak wolał mieć wszystko pod kontrolą.
- Wiesz, co? Możesz o tym zapomnieć. Nie powinienem mówić takich rzeczy. – powiedział  w końcu. Usłyszał jak czarnowłosy zbliża się do niego, a zaraz potem poczuł jego oddech na twarzy. Mimowolnie przeszedł go przyjazny dreszcz. Arlo odsunął jego ramiona zmuszając go do pokazania twarzy. Sasza zamrugał i spojrzał w oczy znajomego co  wywołało w nim tylko chęć ponownego schowania się. Mimo to nie był w stanie nawet drgnąć. Na policzki wpłynął mu rumieniec. 

< Arlo? >

środa, 19 sierpnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo nigdy nie lubił opowiadać o sobie. Nigdy. Odkąd nauczył się składać poprawne gramatycznie zdania, nie znalazł nikogo, komu chciałby się zwierzać. Być może było to powodowane faktem, że nigdy jakoś specjalnie nie zwracał większej uwagi na otaczających go ludzi - tak za życia, jak i po nim. Ba, po śmierci zaczął mieć ich wręcz głęboko w dupie. Podobnie zresztą traktował większość duchów, które zdążyły już stanąć na jego drodze; prawie dokładnie tak samo, z tą jedną jedyną różnicą, że większość z nich nie miała ochoty obcować z młodym Coenem dłużej niż parę minut, czego zdawał się kompletnie nie rozumieć.
Chłopak wbił spojrzenie żółtych oczu w zajmującego miejsce na podłodze przed nim Saszę. Chciał się uśmiechnąć, ale po raz pierwszy w życiu wyszedł mu z tego tylko brzydki grymas.
- A co jeśli odmówię? - spytał opryskliwie, krzyżując ręce na piersi z zaciętą miną upartego pięciolatka. Albinos wzruszył ramionami, a Arlo dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak blisko siebie siedzą. To samo w sobie zupełnie mu nie przeszkadzało; przeszkadzał za to fakt, że wcześniej zupełnie nie zwrócił na to uwagi, czy też raczej - w ogóle nie zauważył. Najwyraźniej rzeczywiście wypili trochę za dużo, skoro zmysły i mózg Coena działały z aż tak dużym opóźnieniem. Duch zupełnie nie był przyzwyczajony do takich sytuacji, bo - podobnie zapewne jak Sasza - nieczęsto miał okazję do upijania się w trzy dupy, szczególnie od kiedy przestał być osobą w stu procentach materialną. Albo w ogóle osobą. Zmarszczył nos z niezadowoleniem.
- Dobra - rzucił, wstając. Zachwiał się niebezpiecznie gdy tylko stanął na nogi, ale udało mu się odzyskać równowagę, a po chwili nawet przemierzyć te parę metrów dzielących go od okna i przeciwległej ściany i nie runąć przy tym jak długi na podłogę tylko dlatego, że potknął się o własne buty. Kucnął ze zmęczonym westchnieniem i zaczął grzebać w ustawionym w kącie pokoju starym kartonie.
Po przekopaniu się przez tony niepotrzebnych nikomu papilotów, które Arlo trzymał z sobie tylko znanych powodów, znaleziona na samym dnie kartonu kaseta została umieszczona w podłączonym do telewizora starym magnetowidzie i odpalona równie starym pilotem. Arlo z kolei opadł ciężko na podłogę obok Saszy, wyciągnął przed siebie nogi i oparł plecami o znajdujące się za nimi łóżko, przymykając oczy i czekając, aż wiekowy film wreszcie zaskoczy. Właściwie sam nie wiedział czemu wciąż go nie wyrzucił - przywodził tylko same najpaskudniejsze wspomnienia. Ale prościej było pokazać niż opowiedzieć.
- Zobaczysz zaraz, Saszka - odezwał się po chwili ciszy. - Najpiękniejsze chwile mojego dzieciństwa. Spędzonego w dużej mierze w piwnicy, na planie... jak to się teraz ładnie mówi? Filmów o tematyce pornografii dziecięcej.


<Ja przepraszam za to coś na górze, ale jestem zmęczona i na więcej mnie dziś nie stać.>

czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Saszy - CD Arlo

-Może być piwo. – powiedział z pewnym wahaniem. Wbił spojrzenie w włączony wciąż telewizor, w którym leciał jakiś program przyrodniczy. Przechylił lekko głowę starając się wyobrazić sobie jednego z szympansów w blond włosach. Szybko jednak porzucił tą wizję, czując dziwne mrowienie w koniuszkach palców. W przeszłości Arlo wydarzyło się coś zdecydowanie niedobrego. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, gdyż znajomy wrócił z otwartymi butelkami. Podał jedną z nich albinosowi po czym rozsiadł się na ziemi opierając się plecami o jego nogi. Sasza upił łyk z butelki i praktycznie od razu się zakrztusił. Nie pamiętał już kiedy ostatnio miał alkohol w ustach. Za życia praktycznie go nie zażywał, po śmierci w ogóle. Napotkał rozbawione spojrzenie Arlo. Alba przymknął oczy w końcu łapiąc oddech. W końcu udało mu się uspokoić i normalnie zrobić drugi łyk.
- Nie śmiej się ze mnie. Dawno nie piłem. – burknął patrząc na szczerzącego się doń czarnowłosego.
- Właśnie widzę. –zarechotał. Białowłosy odpowiedział krzywym uśmiechem.
Z każdym łykiem piwo przestawało go palić w gardło i zostawiać paskudny posmak. Zanim się zorientował na podłodze stało kilkanaście pustych butelek. Drżącą ręką odstawił do sterty kolejną. Wypity alkohol szumiał mu w głowie, rozpraszając myśli.
- Brawo Saszka! Chyba się upiłeś. – zawołał bełkotliwie Arlo. Najwyraźniej i jemu procenty zaczęły uderzać do głowy. Sasza zaśmiał się wesoło, co było tylko potwierdzeniem słów znajomego.
- Ty też. – zachichotał. Podniósł się z fotela i zrobił kilka kroków. Poczuł jak kręci mu się w głowie a ziemia wiruje pod nogami. Już po chwili siedział na podłodze nie do końca rozumiejąc jak się na niej znalazł. Potrząsnął głową przerywając swoje pijackie rozważania po czym przeniósł wzrok na Arlo. Chłopak szczerzył się do niego radośnie. Alba odpowiedział mu szerokim uśmiechem.
- I co cię tak bawi? – rzucił po raz kolejny wybuchając śmiechem. Tak było mu zdecydowanie łatwiej. Upił się i poczuł jak pękają jego granice. Bo niby czemu nie miałby być wesoły. Przysunął się do znajomego i zanim ten zdążył jakkolwiek zareagować wtulił się w niego chowając twarz w jego szyję. Teraz jeszcze bardziej cieszył się, że nie jest sam.
- Jest fajnie. – wyszeptał uśmiechając się z zadowoleniem. Odsunął się odrobinę tak, żeby spojrzeć znajomemu w oczy. Pocałował go zamykając przy tym oczy. Poczuł jak Arlo wsuwa swoje ręce w jego włosy i pogłębia pocałunek. Albinos zadrżał lekko, przysuwając się do Coena najbliżej jak tylko mógł tak, że przestrzeń między nimi praktycznie nie istniała. Udało im się oderwać od siebie dopiero po dłuższej chwili, która i rak Albie wydawała się zdecydowanie za krótka.
- Opowiedz mi coś. – poprosił nagle białowłosy wbijając w czarnowłosego błagalne spojrzenie.
- A co będę z tego miał? – zapytał zadziornie tamten. Oczy Saszy rozbłysły a na twarz wpłynął szeroki uśmiech.
- Co zechcesz. – szepnął nie odwracając wzroku.

< Arlo? >                       

środa, 12 sierpnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo westchnął teatralnie, spoglądając na trzymany w dłoni joystick takim wzrokiem, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Po chwili odrzucił pada w bok, zupełnie nie zwracając najmniejszej uwagi na głuche uderzenie, które rozległo się, gdy przedmiot trafił w podłogę. I tam już został, porzucony jak zepsuta zabawka, która nagle znudziła się rozkapryszonemu dziecku.
Chłopak przeciągnął się leniwie, przecierając oczy wierzchem lewej dłoni. Był trochę zmęczony, bo nie spał dziś wiele - może kilka godzin, na pewno nie więcej. Wcześniejszych nocy także nie mógł zaliczyć do przespanych; koszmary dręczyły go już od dłuższego czasu, i nie ważne co robił, za nic nie chciały dać mu spokoju. Coen obawiał się, że jeszcze trochę i zacznie bać się w ogóle zbliżać do swojego własnego łóżka.
- Głupiutki jesteś, Saszka - zacmokał leniwie, opuszczając ręce. Zamrugał kilka razy, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia piasku pod powiekami. - Mówiłem, że jesteś fajny i że cię lubię. Zapomniałeś już?
Albinos mruknął coś, wciąż bawiąc się włosami Arlo. Niższy duch oparł głowę na jego kolanach i nogą przyciągnął sobie pilota od telewizora. Przełączył na kanał telewizji cyfrowej, uruchomił dekoder i bez większego zainteresowania zaczął skakać po kanałach.
W pewnym momencie zaczął nieopanowanie chichotać.
- Zobacz, Saszka, ten szympans wygląda zupełnie jak mój tatuś zastępczy! - zarechotał, wskazując bladym palcem małpę na ekranie. Sasza zmarszczył czoło.
- Kto? - spytał.
Coen momentalnie spoważniał. Przełączył kanał.
- Mój ojciec zastępczy - mruknął niechętnie. Zaraz jednak na jego twarz ponownie wpłynął szeroki, nie do końca zdrowy uśmiech. - Wyglądał jak szympans w blond peruce. Przynajmniej dopóki nie zaczął przypominać spalonej świńskiej tuszy w osmolonych ubraniach.
Arlo przesunął się, skręcając tułów tak, by siedzieć twarzą do znajomego. Albinos wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Drobniejszy chłopak wyjął mu z rąk kontroler od konsoli i odrzucił go w bok, podobnie jak wcześniej zrobił to ze swoim własnym. Chciał nawet znów wspiąć się na kolana drugiego ducha, ale rozmyślił się w ostatniej chwili. Zamiast tego wstał, odwrócił się i podszedł do niedużej hotelowej lodóweczki stojącej na szafce w rogu pokoju. Otworzył drzwiczki i pochylił się, zaglądając do środka.
- Chcesz się czegoś napić, Saszka? - rzucił, nie odwracając się nawet. - Piwa? Wody? Soku? ...Piwa?


<Długie to jak nie wiem, ale musisz mi wybaczyć. Ten jeden raz. ;-; >

piątek, 31 lipca 2015

Od Saszy - CD Arlo

Sasza spojrzał w oczy znajomego przez chwilę milcząc. Krótko znał Arlo, a mimo to zdążył potraktować jego obecność jako coś oczywistego i stałego, choć nie miał na to dobrego wyjaśnienia. Ale niby czemu miałby się tym przejmować? Był tylko zmarłym chłopakiem, o którym zapomniał świat. Ostrożnie musnął palcami twarz znajomego.
- Tak. – odpowiedział dostrzegając jednocześnie błysk w oczach czarnowłosego. Albinos pochylił się w przód tylko po to, aby ucałować delikatnie niższego ducha. Gdy z powrotem oparł się o fotel na twarzy Coena widniał szeroki uśmiech.
- To dobrze. – powiedział, po czym przeniósł spojrzenie na ekran. Przez chwilę kręcił się w miejscu, aż w końcu oparł się wygodniej o albinosa.
 Sasza nigdy nie widział takiej gry. Przez chwilę po prostu tępo wpatrywał się w obrazy na ekranie podziwiając jakość grafiki. Z początku tylko dreptał posłusznie za postacią Arlo.
- Strzelaj Saszka! – zawołał chłopak. Białowłosy drgnął nerwowo prawie wypuszczając pada. Szybko nacisnął jeden z przycisków z dumą obserwując jak ruch na ekranie zamiera.
- Zabiłem ich? – ucieszył się patrząc w zamrożony ekran. Niższy duch pokręcił ze śmiechem głową.
- Nie. Zatrzymałeś grę. – wyjaśnił, wznawiając grę. Sasza przechylił głowę nie bardzo rozumiejąc co powinien teraz zrobić. Jego postać zaczęła kręcić się w kółko, jakby zażyła amfetaminę nie do końca pewnego pochodzenia. W końcu nacisnął jeden z guziczków, sprawiając, że postać kucnęła. Poczuł jak plecy Arlo lekko wibrują podczas gdy ten tłumił chichot. Alba westchnął zrezygnowany, ożywiając się dopiero wtedy gdy po naciśnięciu jednego z przycisków, rzucił granatem.
- Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie zagrałeś w ani jedną grę. – westchnął czarnowłosy, najwyraźniej rozbawiony osiągnięciami wyższego ducha. Mimo to w jego głosie nie słychać było złośliwości.
- Kiedyś się nauczę. Mam przecież na to całą wieczność. – odparł Alba uśmiechając się lekko.
- W sumie racja. – rzucił tamten, obserwując jak postać Saszy ginie. Białowłosy przeciągnął się leniwie, po czym wplótł blade palce w krucze włosy znajomego. Zaczął bawić się czarnymi kosmykami. Zaplatał je ze sobą tylko po to, aby je rozplątać.
- A ty, Arlo? Lubisz mnie? – zapytał po chwili ciszy. Przymknął oczy, ciesząc się, że nie czuje się samotny. Nienawidził tego uczucia melancholii i odosobnienia, które rosło z każdym kolejnym dniem. Cisza, która na początku zdawała się być przyjemna, zaczynała huczeć w uszach. Szpital, będący domem powoli przeistaczał się w klatkę, w której Sasza sam się zamknął. A potem pojawił się Arlo, i wystarczyło tylko kilka chwil by zburzyć przytłaczającą ciszę i wyrwać się na zewnątrz. Po raz pierwszy od wielu lat, Alba poczuł się komuś potrzebny. I wiedział tylko jedno. Że chce, aby tak już zostało, i że cokolwiek by się nie działo, chce być blisko Arlo.

< Arlo? >

niedziela, 26 lipca 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo z szerokim uśmiechem wcisnął znajomemu pada w dłoń, a sam rzucił się w stronę półki na której trzymał wszystkie swoje gry na konsolę. Było to prawdopodobnie jedyne miejsce w całym hotelu, w którym panował względny porządek - Coen uwielbiał swoje gry i wyjątkowo o nie dbał. Każdego dnia, kiedy bardzo się nudził, układał je według innego standardu; raz był to porządek alfabetyczny, innym kolor pudełka lub jego wysokość, a jeszcze innym rodzaj gry - najpierw przygodowe, potem zręcznościowe, a na końcu RPG. Tym razem ułożone były według wysokości pudełka.
Przejrzał szybko tytuły, aż w końcu zdecydował się na dziesiątą odsłonę Call of Duty. Ghosts było dobrą strzelanką, którą zdążył przejść już parę razy, ale uznał, że z chęcią do niej wróci, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Sasza nigdy nie grał na konsoli, a gierka nie należała do specjalnie trudnych. Mógł co prawda wybrać o wiele łatwiejszą, ale uznał, że partyjka Call of Duty będzie o wiele ciekawsza.
- Zobacz, Saszka! - podbiegł radośnie do albinosa i zamachał mu plastikowym pudełeczkiem tuż przed nosem. - Zobacz co mam! Fajnie nie?
Wyższy duch uśmiechnął się nieco blado.
- Tak - mruknął. - Fajnie.
Arlo prawie podskoczył z radości. Momentalnie złapał znajomego za rękę i posadził na jedynym fotelu ustawionym przed telewizorem. Mebel był nieco obszarpany, gdzieniegdzie obicie zostało rozcięte lub rozerwane od długoletniego używania a przez nieduże dziurki wyłaziła gąbka, którą został wypchany, ale spośród wszystkich, które czarnowłosy znalazł w całym hotelu, ten był w zdecydowanie najlepszym stanie. Sam Coen usadowił się na kolanach Saszy, ujął jego dłonie wciąż trzymające pada i zaczął tłumaczyć mu, do czego służy każdy przycisk, wciąż pamiętając, że Alba prawdopodobnie trzyma podobny przedmiot pierwszy raz w życiu. Cóż, nic dziwnego, skoro ostatnie dziesięć lat albinos nie wyściubiał nosa za drzwi swego starego szpitala. Z kolei za czasów gdy jeszcze żyli nie było czegoś takiego jak konsola do gier. Za czasów gdy jeszcze żyli można było grać w warcaby, ewentualnie w Tetrisa jeśli ktoś miał farta i zdobył komputer.
- To jest pauza, to kucanie, tym przeładowujesz broń, tym skaczesz - pokazywał kolejno odpowiednie przyciski. - Tym sterujesz, a tym zmieniasz położenie kamery. Tu z przodu masz cztery przyciski, widzisz? Te dwa po lewej to celowanie i wyposażenie taktyczne, z lewej strzelanie i rzucanie granatami. Wszystko rozumiesz?
- Tak myślę.
Arlo uśmiechnął się szeroko i pocałował wyższego ducha po raz kolejny tego dnia - czy też raczej tej nocy - po czym zsunął się z jego kolan, włączył konsolę, włożył płytę i usadowił się na podłodze tuż przed fotelem zajmowanym przez Saszę, tak, że opierał się plecami o jego nogi. Ekran telewizora plazmowego powieszonego na ścianie naprzeciwko rozświetlił się, ukazując logo gry, a czarnowłosy, czekając, aż uruchomi się ekran startowy, odchylił się, tak, by położyć głowę na kolanach albinosa i spojrzeć mu w odwróconą do góry nogami twarz.
- Hej, Saszka - wyciągnął ręce, dotykając jego policzków. - Podobam ci się?


<ZOBACZ, POST!>

poniedziałek, 6 lipca 2015

Od Saszy - CD Arlo

Sasza powoli skinął głową. Skoro i tak już opuścił szpital, to równie dobrze mógł pójść dalej. Wstał nie puszczając dłoni Arlo.
- Chodźmy. – powiedział, pozwalając prowadzić się czarnowłosemu. Ruszyli nie spiesznie pustą alejką. Chłodny, nocny wiatr delikatnie szarpał ich włosy. Przez ciszę przebijał się odległy szum miasta i odgłos świerszczy. Wszystko to sprawiało, że wokół nich powstawała swoistego rodzaju muzyka. Cicha, delikatna i w pewnym stopniu pocieszająca. Alba uśmiechnął się prawie niedostrzegalnie, czując dziwną do opisania lekkość. Nie był sobie w stanie przypomnieć, kiedy ostatnio odczuwał coś takiego. Pewien był tylko jednego. Podobało mu się to. Podobał mu się chłodny podmuch owiewający bladą twarz, brak zwykłego ciężaru na ramionach, dźwięki otoczenia i ciepły dotyk dłoni Arlo. Po chwili wyszli z niewielkiego spokojnego otoczenia szpitala, trafiając na ciemną uliczkę. W kilku oknach paliło się światło, jednak w porównaniu do miast, zaludnienie tutaj było bardzo małe. Arlo skręcił kilka razy docierając do ponurej ulicy, najwyraźniej całkiem opuszczonej. Nad niższymi budynkami górował wysoki hotel. Już z tej odległości budził respekt i poczucie mniejszości. Sasza przechylił lekko głowę obrzucając opustoszałą ulicę ciekawskim spojrzeniem. Właściwie cieszył się, że nie spotkali nikogo na swojej drodze. W końcu dotarli do wejścia hotelu. Albinos przystanął na chwilę obserwując budowlę niepewny jak powinien się czuć.
Dwuskrzydłowe drzwi skrzypnęły cicho gdy czarnowłosy je popchnął. Środek budynku wyglądał jak sceneria jakiegoś horroru, co wcale nie było takie dziwne. W pomieszczeniu panował mrok, rzeczy były porozrzucane w różnych miejscach. Mimo to, miejsce przypadło Albie do gustu. Przyzwyczajony do chłodnego, szpitalnego porządku, który w większej części pozostał w swoim pierwotnym stanie, po cichu zachwycił się panującym tu chaosem.
- Hej, Szaszka. Tędy. – powiedział Arlo, ciągnąc go w stronę dużych schodów prowadzących na piętro. Droga do pokoju niższego ducha przypominała Saszy labirynt, choć równie dobrze ktoś mógłby to powiedzieć o długich korytarzach jego szpitala. Białowłosy rozglądał się szukając jakiś charakterystycznych punktów jednak nie był w stanie nic dostrzec. Drzwi wyglądały dla niego identycznie, a numerki pokoi albo były nieczytelne po ciemku, albo w ogóle ich nie było. W końcu dotarli na miejsce. Pokój Arlo był zupełnie inny niż reszta hotelu. Wnętrze było dobrze oświetlone, w środku znajdował się także nowoczesny sprzęt. Sasza rozejrzał się oszołomiony po pomieszczeniu, oglądając ekran telewizora, komputer, a także konsolę.
- I jak Saszka? Podoba ci się tutaj? – zapytał czarnowłosy zawieszając mu się na szyi. Białowłosy objął go, przytulając lekko.
- Tak. Jest przyjemnie i jasno. – powiedział uśmiechając się prawie niezauważalnie. Przez chwilę stali w bezruchu, aż w końcu Arlo stanął na palcach, jednocześnie zmuszając Albę do pochylenia głowy. Pocałował go delikatnie, sprawiając, że świat przed oczyma albinosa przyjemnie zawirował. Zaraz potem oderwał się od niego, chwytając blade dłonie w swoje ręce. Zaśmiał się głośno ciągnąc znajomego w stronę konsoli.
- Chodź Saszka! Pogramy razem w coś? – zawołał puszczając go, tylko po to by złapać pady.
- Ale ja nie umiem… Nigdy nie grałem…- zaczął ostrożnie albinos. Czarnowłosy jednak nie przejął się tym zbytnio.
- Nauczę cię. – zapewnił z uśmiechem, wciskając mu w dłonie kontroler.
- Skoro tak mówisz… - odparł białowłosy uśmiechając się lekko.

< Arlo? >

piątek, 26 czerwca 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo przez chwilę tak po prostu wpatrywał się w twarz wyższego ducha i chyba pierwszy raz w życiu (albo po nim) nie miał zielonego pojęcia, co powinien zrobić. Nagle dotarło do niego, jak bardzo był samotny przez te wszystkie lata, i jak bardzo cieszył go fakt, że ktoś go wreszcie zaakceptował - a przynajmniej tak mu się zdawało. Sasza nie pozbył się go ani od razu, ani w ogóle, a nawet zdawał się go lubić. I Arlo zdecydowanie odwzajemniał to "lubienie". Być może była to wina właśnie tej bolesnej samotności, która towarzyszyła mu od chwili śmierci, ale zdążył się już przywiązać do nowego znajomego, nawet mimo faktu, że poznali się zaledwie kilka godzin temu i wbrew wszystkiemu wcale nie zaczynali najlepiej.
W końcu wyprostował się, ujął twarz albinosa w dłonie i pocałował, delikatnie, jakby bał się, że przez przypadek coś mu zrobi. To było po prostu pierwsze, co przyszło mu do głowy, kiedy tylko znikła wypełniająca ją pustka.
- Głuptas z ciebie, Saszka - uśmiechnął się lekko, prawie nieśmiało, a jego ręce ześlizgnęły się na barki Alby i splotły na jego karku. - Nie mam zamiaru cię zostawiać. Obawiam się, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Nie mam zamiaru się ciebie pozbywać - wymamrotał wyższy duch. Coen uśmiechnął się nieco szerzej, szczęśliwy, i oparł skronią o czoło znajomego. Przymknął oczy. Tak, zdecydowanie był teraz szczęśliwy.
- Cieszę się - westchnął cicho. - Lubię cię, Saszka. Naprawdę cię lubię. Jesteś uroczy, nawet jeśli ukrywasz narkotyki w opuszczonym szpitalu, rozwalasz kubki i ogółem jesteś dziwakiem który wychodzi do ludzi raz na dziesięć lat. I w sumie to nie umiesz się uśmiechać. Nie przepadam za ludźmi bez poczucia humoru, ale w tobie mi się to podoba.
- Powiedziałeś mi właśnie, że nie mam poczucia humoru?
Arlo nie odpowiedział. Wiedział, że albinos nie będzie się na niego gniewał - powiedziała mu to ta rozbawiona nuta pobrzmiewająca w jego głosie. Zaczął znów bawić się włosami Saszy, nawijając je na palce i zakładając mu niesforne kosmyki za ucho. Arlo po prostu miał taki gen, że musiał mieć co zrobić z rękoma. Musiał wciąż coś w nich miętosić, zginać, albo przekładać z jednej do drugiej. Właśnie dlatego kiedy jeszcze żył wszystkie bilety, które miał w kieszeniach, zawsze kończyły jako kulki zmiętego papieru, nie ważne, czy zdążył już ich użyć, czy też jeszcze nie.
Wspomnienie życia było odległe i niewyraźne, jakby rozmazane, ale i tak zapiekło go silniej niż mógłby się tego spodziewać. Drgnął nagle, alarmując tym Albę, który natychmiast poderwał głowę i spojrzał na niego pytająco. Coen tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, wstał i kucnął przy Saszy. Niemal odruchowo sięgnął po jego dłoń.
- Hej, Saszka - odezwał się, spuszczając wzrok na ich splecione palce. - Chcesz zobaczyć gdzie mieszkam? To nawet nie tak daleko stąd, moglibyśmy się przejść.


<Wyczuwam całonocne... granie w GTA.>

od Saszy - CD Arlo

Sasza siedział przez chwilę w bezruchu patrząc na wtulonego w niego Arlo. W końcu wyciągnął blade dłonie przytulając znajomego i któryś już z kolei raz wtulając twarz w jego włosy. Odetchnął cicho, jakby bojąc się, że każdym głośniejszym dźwiękiem zniszczy otaczającą ich ciszę. Dopiero po pewnym czasie uświadomił sobie jak bardzo chciał wyjść na dwór i jak bardzo potrzebował kogoś z kim mógłby tak po prostu pomilczeć. Cisza, która go otaczała była inna niż ta w szpitalu. Delikatniejsza, oraz zdecydowanie bardziej przyjazna. Kiedy tak siedział powoli dochodziły do niego również inne fakty. Mimo iż znał czarnowłosego zaledwie jeden dzień, śmiało mógł stwierdzić, że niższy duch jest dla niego kimś ważnym. Kimś kto wyciągnął go po tylu latach na dwór. Kimś kto sprawił, że Sasza się uśmiechnął. Równocześnie spróbował wrócić myślami do Jury przekonany iż uderzą w niego wyrzuty sumienia. Jednak nic się nie stało, a jedynym uczuciem które towarzyszyło wspomnieniu starego przyjaciela był żal i zimna obojętność. Z zamyślenia wyrwał go dopiero delikatny ruch w ramionach. Przechylił głowę patrząc prosto w oczy Arlo.
- Czujesz się już lepiej...? - zapytał cichutko. Czarnowłosy skinął lekko głową mimo, że na jego twarzy nadal malował się lekki niepokój. Sasza zetknął się z nim czołem. 
- To dobrze. - wydusił tylko. Trwali przez chwilę w bezruchu wsłuchani w swoje oddechy i wpatrzeni w swoje oczy. Po chwili Alba z pewnym wachaniem pocałował lekko chłodne czoło znajomego. Odsunął odrobinę twarz, patrząc na ducha. Zamrugał, uświadamiając sobie, jak głośno szumi krew w jego uszach. 
- Hej, Arlo. Nie chcę żebyś był smutny, ani żebyś się bał. - wydusił z siebie. - I cię nie zostawię. Ty też mnie nie zostawiaj, dobrze? - dokończył szeptem. Nigdy nie sądził, że przywiązałby się do kogoś w tak krótkim czasie. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej przerażała go myśl, że Arlo mógłby o nim zapomnieć. Przecież wtedy cisza w jego szpitalu stałaby się jeszcze gorsza i przerażająca. Sasza nie chciał być sam. Nigdy nie chciał być sam. A Arlo tak po prostu odwracał od niego wszystkie depresyjne myśli.


< Arlo? >

wtorek, 9 czerwca 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo powoli zaczynał się uspokajać. Nawet bardzo powoli. A jednak cały czas czuł, jak przerażenie i stres stopniowo opuszczając jego ciało, pozostawiając po sobie dziwną, niemożliwa do opisania słowami pustkę, sprawiając, że robiło mu się trochę słabo i trochę chłodno, jak krew upływająca z ciała przez poważną ranę w przerażająco wolnym tempie.
Coen znał świetnie uczucie wykrwawiania się - było to bądź co bądź ostatnie czego doświadczył będąc wciąż jeszcze w pełni człowiekiem - i mógł z ręką na sercu stwierdzić jednoznacznie, że w tej właśnie chwili czuł się bardzo podobnie. Tylko jakby odrobinę... bezpieczniejszy? Tak - to było dobre określenie. Bezpieczniejszy.
I wciąż nie miał pojęcia czemu to właśnie przy Saszy dopada go to dziwne poczucie bez określonego kształtu. Jakby chciał komuś zaufać, ale nie był pewien, czy może. Czy ma kogoś, kto go nie zawiedzie, przed kim może się całkowicie otworzyć. Ale przecież teraz miał Saszkę, a Saszce może zaufać bez obaw, że drugi duch pewnego dnia po prostu zniknie, zostawi go bez słowa i odejdzie... prawda?
Siedzieli oparci o niski, odrapany murek, który stał w tym miejscu od kiedy Arlo sięgał pamięcią. Czarnowłosy kątem oka zauważył, jak jego znajomy unosi głowę i wpatruje się w rozciągające się nad nimi we wszystkie strony rozgwieżdżone niebo. Sam zrobił to samo. Wymienili kilka słów, ale szybko znów zapadła cisza. Jakby wszechświat nie chciał, by akurat tej nocy przeszkadzano mu w byciu niezaprzeczalnie pięknym.
I dopiero kiedy poczuł rękę albinosa obejmującą delikatnie jego prawie-anorektycze ramiona, dotarło do niego, jak bardzo tego potrzebował. Jak bardzo tęsknił do ciepła czyjegoś ciała, tego przyjemnego, łaskoczącego uczucia, świadomości, że ktoś cię akceptuje i może nawet lubi za to, jaki jesteś, choć może sam nie był tego tak do końca świadomy. Przecież nikt nigdy nie zadał sobie trudu, by mu to wszystko dać, a nawet jeśli, to jego problemy psychiczne nie pozwoliły mu otworzyć się na innych. Był zbyt zamknięty w sobie, zbyt introwertycznie nastawiony do wszystkiego i wszystkich, by wpuścić kogoś - kogokolwiek - za mury, które od lat wytrwale wokół siebie stawiał. Aż do dzisiaj.
Nie potrzebował się długo zastanawiać. Właściwie nie robił tego w ogóle - po prostu wtulił się w Saszę jak dziecko, obejmując go w pasie i chowając twarz w jego ramieniu, jakby dzięki temu mógł odgrodzić się od otaczającego ich świata i zostać sam na sam z drugim duchem. I po części tego właśnie chciał.


<Twórczości tu nie ma za grosz, ale lanie wody też od czasu do czasu musi się pojawić.>

niedziela, 7 czerwca 2015

Od Saszy - CD Arlo

Sasza rozluźnił uścisk, patrząc zmartwionym wzrokiem na czarnowłosego.
- Chodź. Spacer faktycznie dobrze ci zrobi. - powiedział wstając. Bez wahania wziął Arlo za rękę, po czym ruszył do drzwi pokoju. Wyszli w milczeniu na ciemny korytarz. Cisza wisiała w ciężkim powietrzu, sprawiając że osoby znajdujące się w tym miejscu, czuły czyjąś obecność. Albinos ruszył przed siebie, prowadząc niepewnego Coena. Alba doskonale znał wszystkie zakamarki szpitala, i potrafił poruszać się po nim nawet z zamkniętymi oczyma. Przystanął tylko raz, gdy doszedł do ponurego rozwidlenia. Zerknął w ciemną odnogę, gdzie kiedyś znajdował się odział pediatryczny. Nagle przypomniało mu się dziecko w czerwonej sukience. Zacisnął wargi z nagłą determinacją.
- Istnieję. - rzucił pod nosem.
- Co mówiłeś? - Arlo zbliżył się do niego, nerwowo rozglądając się na boki.
- Że jesteśmy już blisko wyjścia. - odpowiedział, uspokajająco ściskają bladą dłoń niższego ducha. Ruszyli przed siebie, i tak jak zapowiedział Alba, szybko znaleźli się przy drzwiach prowadzących na zewnątrz. Sasza otworzył je na roścież, po czym znieruchomiał. Arlo w tym czasie wyszedł na zewnątrz, oglądając się za albinosem.
- Saszka, idziesz? - zapytał dziwnie drżącym głosem. Białowłosy spojrzał mu w oczy, dopiero teraz odkrywając, że sam zaczął się trząść.
- Wszystko w porządku...? - Arlo zrobił kilka kroków w jego kierunku. Alba skinął głową ostrożnie i z pewnym strachem przestępując przez próg szpitala. Kiedy ostatnio był na zewnątrz? Szczerze mówiąc, nie pamiętał. Nigdy nie wychodził, a im dłużej siedział w zamknięciu, tym bardziej świat na zewnątrz wydawał mu się nierealny. Wielokrotnie wyglądał przez okna na zewnątrz, wyobrażając sobie jakby to było opuścić w końcu ten szpital. A potem odsuwał od siebie te myśli, i wracał do swojej nudnej codzienności. Rozejrzał się dookoła w końcu napotykając wzrok Arlo. Wziął go za rękę.
- Chodźmy. - powiedział przyjaźnie. Ruszyli przed siebie, wyboistym chodnikiem. Chłodny wiatr targał delikatnie ich włosy. Zatrzymali się dopiero gdy szpital stał się ciemniejszym konturem na horyzoncie. Sasza oparł się o stary murek, a Arlo dołączył do niego. Albinos podniósł głowę do góry i prawie zachłysnął się z wrażenia patrząc w rozgwieżdżone niebo. Odkąd wyszedł ze swojego szpitala, czuł jak zwierzyna, której udało się uciec z sideł. A patrząc na nocne niebo poczuł się całkowicie wolny, nieskrępowany i malutki.
- Niebo jest ładne, prawda? - zapytał czarnowłosy opierając się o wyższego ducha.
- Tak. Nie wiem jak mogłem o tym zapomnieć. - odparł wpatrując się w ciemny nieboskłon. Niepewnie wyciągnął rękę obejmując Arlo.

< Arlo? >

sobota, 6 czerwca 2015

od Arlo - CD Saszy

Ramiona Arlo opadły bezwiednie na starą szpitalną pościel. Duch nie miał tak do końca pojęcia, co właściwie dzieje się z jego ciałem - wiedział tylko tyle, że wszystkie mury, które przez tyle lat uparcie wznosił wokół siebie, nagle tak po prostu opadły. Bez nich czuł się odkryty, jakby ktoś nagle wyciągnął na wierzch wszystkie jego uczucia i strachy, przez tak długi czas skrzętnie ukrywane najgłębiej jak się dało, ale w pewnym sensie było mu po prostu lepiej. Lżej.
Coen z cichym jękiem wtulił twarz w zagłębienie między szyją a barkiem Saszy, obejmując go w talii, czepiając się go kurczowo, jakby bał się, że jeśli tylko odrobinę rozluźni uścisk, to albinos zniknie, rozpłynie się w powietrzu i zostawi go samego z jego koszmarami. Serce dalej kołatało mu się w piersi niczym koliber w klatce, sprawiało wrażenie, że chce wyrwać się z niej na wolność, a w oczach wezbrały łzy. Czarnowłosy nawet nie próbował ich powstrzymywać - pozwolił im przelać się i popłynąć po jego policzkach, wsiąkać po cichu w bluzę Alby, który był taki ciepły, taki uspokajający i pewny, że Arlo nie miał zamiaru go puszczać ani teraz, ani zaraz, ani nigdy. Od dawna potrzebował, żeby ktoś go tak po prostu przytulił, pogłaskał po głowie i powiedział, że wszystko będzie dobrze, choć sam nie był tego świadomy.
Od dawna nie miał szansy zaznać bezpieczeństwa. Choć właściwie może nigdy nie wiedział, co to za uczucie.
Nie wiedział, ile dokładnie czasu minęło. Nie miał pojęcia, jak długo tak siedzieli, w całkowitej ciszy, wsłuchani w swoje oddechy. Wiedział tylko, że nagle ogarnęło go zmęczenie. Strach był bardzo wycieńczającym uczuciem, ale Arlo wiedział tez świetnie, że jeśli zaśnie, jeśli znów się położy, to koszmary wrócą. Znów będzie biegł przez las, albo snuł się korytarzami w swoim hotelu, albo - kto wie, może nawet po opuszczonych salach operacyjnych i pokojach pacjentów w szpitalu Saszy. I znów stanie oko w oko z ogromnym, czarnym ogarem o świecących czerwonych ślepiach, jak to się działo prawie każdej nocy od ponad dwudziestu lat.
- Saszka, chodźmy na spacer - jego podobny do łkania szept był niemal niesłyszalny w ciężkiej jak ołów ciszy wypełniającej  stary pokój. - Proszę, nie każ mi tu siedzieć ani znowu iść spać. Chcę stąd wyjść. Muszę stąd wyjść. Chodźmy na spacer.


<Ten dzieciak potrzebuje nie przytulenia, a porządnego psychologa.>
so pobawmy się w lekarza .3.

piątek, 5 czerwca 2015

Od Saszy - CD. Arlo

Sasza stał na jasnym korytarzu w szpitalu. Obok niego przechodzili ludzie, lekarze w nieskazitelnych kitlach i pielęgniarki. Rozejrzał się w okół nie wierząc własnym oczom. Czemu to miejsce jest pełne życia? Przecież, to wszystko powinno być martwe.
- Jej, już się nie mogę doczekać aż zobaczę braciszka! - usłyszał głos małej dziewczynki. Już po chwili dostrzegł czerwoną sukienkę i włosy związane w dwa kucyki.
- A gdzie jest twój braciszek? - usłyszał własny głos. Powoli ruszył w stronę dziecka.
- Ty do mnie mówisz? - mała wykrzywiła twarz w grymasie złości sprawiając, że zatrzymał się w połowie drogi. - Przecież ty nie istniejesz. - dodała pogardliwie. Poczuł jak oblewa go zimny pot. Zrobił chwiejny krok w jej stronę.
- Przecież tu jestem. Istnieję! - krzyknął ogłupiały irracjonalnym przerażeniem.
- Mówiące trupy nie istnieją. - sarknęła. Poczuł jak jego organizm drętwieje, a do świadomości wdarło osobliwy huk. Sasza zerwał się gwałtownie siadając na łóżku. Już po chwili oprzytomniał rozbudzając się całkowicie. Równie szybko dostrzegł siedzącego obok niego Arlo. Czarnowłosy oddychał nierówno, najwyraźniej nie mając pojęcia co się w okół niego dzieje. Alba poczuł jak zimna dłoń zaciska się na jego żołądku.
- Arlo! Arlo, co się dzieje? - odezwał się łagodnie dotykając ramion znajomego. Ten wydał z siebie jedynie przeciągły jęk zaczynając dygotać co wprawiło Saszę w jeszcze większy popłoch.
- Arlo! - zawołał przerażony. Obrócił niższego ducha twarzą do siebie, patrząc na oczy zaszklone strachem. - Uspokój się. Wszystko dobrze. Nie jesteś przecież sam. - mówił starając się go uspokoić. Po chwili przyciągnął Coena do siebie, nie wiedząc co innego mógłby w tej sytuacji zrobić. Przytulił go, wtulając twarz w czarne kosmyki. Czuł jak serce chłopaka bębni szybko w piersi, czuł jak bardzo sztywne są jego mięśnie. I ani trochę mu się to nie podobało.
- Cichutko...już wszystko dobrze...nic ci nie grozi. - powtarzał cicho, starając się jakoś uspokoić czarnowłosego. W końcu zamarł w bezruchu jednocześnie gładząc lekko plecy znajomego chcąc mu dodać otuchy.

< Arlo ? >

czwartek, 4 czerwca 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo ziewnął w bluzę wyższego ducha i zamknął oczy. Naprawdę był zmęczony, choć sam do końca nie wiedział czym. A mimo to, czując wokół siebie ramiona Saszy, nagle poczuł się bezpieczny. Chroniony. Szczęśliwy. tego także nie potrafił wyjaśnić, szybko więc doszedł do wniosku, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie najzwyczajniej w świecie ten fakt zaakceptować. Bo właściwie czemu nie? Od tak dawna nie miał szansy po prostu się odprężyć, a obecność albinosa dawała mu do tego sposobność. Kto wie, może nawet uda mu się przespać całą noc bez komplikacji, które tak często zdarzały się, gdy zakopywał się pod stertą koców w swoim hotelu?
- Dobranoc, Saszka - mruknął jeszcze, czując, jak ogarnia go senność. Alba odpowiedział coś, prawdopodobnie to samo, ale Coen nie miał pewności, bo nie usłyszał dokładnie. Zdążył już przysnąć, a chwilę później całkowicie odsunął się w ramiona Morfeusza.
Śniło mu się, że biegnie przez las.
Drzewa rosły gęsto, ich korony tworzyły nad głową Arlo szczelny baldachim gałęzi i igieł, który nie przepuszczał chociażby odrobiny księżycowego światła. Chłopak nie widział nieba ani gwiazd, brnął przez ciemność, potykając się o wystające z ziemi korzenie i wpadając na szorstkie pnie, które zdawały się wyrastać znikąd tuż przed jego nosem, dokładnie tam, gdzie - mógłby przysiąc - jeszcze przed chwilą nic nie było. Gęsty mech uginał się pod jego butami, a wrażenie zapadania się w podłoże wcale mu się nie podobało.
Cisza, która spowijała las, była przerażająca. Zimne i gęste powietrze zdawało się wysysać z jego ciała całe ciepło, a wraz z ciepłem wszystkie emocje i uczucia. Arlo przyłapał sam siebie na tym, że rozpaczliwie nasłuchuje jakiegokolwiek dźwięku niepochodzącego od niego samego. Jakiegokolwiek znaku życia. Czyjejś obecności. Czyjejkolwiek. Byleby nie musiał już być tu odosobniony, pozostawiony samemu sobie, bez towarzystwa jakiejkolwiek istoty - żywej czy martwej.
- Arlo!
Krzyk, który nagle przeszył ciszę, sprawił, że serce podskoczyło Coenowi do gardła. Nie mogło mu się przesłyszeć - to z całą pewnością był głos Saszy. I to przerażony głos Saszy. Niewiele myśląc, popędził na ślepo między drzewami.
Ściółka pod jego nogami zmieniła się. Nie biegł już po miękkim, uginającym się pod jego ciężarem mchu - podeszwy jego starych trampek piszczały teraz przeraźliwie na kamiennej posadzce z białych i czarnych rombów ułożonych w niekończącą się szachownicę. Ze szczelin między nimi wyrastały drzewa i wystawały korzenie. W końcu wypadł zdyszany na niewielką polanę. Tu niebo było dobrze widoczne. Usiany miliardem gwiazd czarny nieboskłon błyszczał nad wierzchołkami drzew, srebrny księżyc w pełni oświetlał scenerię swym delikatnym, niemalże magicznym blaskiem.
Dokładnie naprzeciw Arlo stał ogromny, kudłaty, czarny pies o czerwonych ślepiach. Ten sam, którego widywał we wszystkich swoich koszmarach. Ten sam, który według lekarzy odzwierciedlał stan jego psychiki. Jego pysk ociekał krwią, ogromne kły szczerzyły się w blasku księżyca, nadając mordzie zwierzęcia przerażający grymas łudząco podobny do uśmiechu.
A przed nim, na trawie, w błyszczącej w tym samym srebrnym świetle kałuży, leżało ciało Saszy.
Arlo zerwał się z krzykiem, siadając na łóżku. Oddychał szybko, płytko i głośno, łapczywie łapiąc powietrze, jak ktoś, kto właśnie przebiegł długi dystans. Przez chwilę nie miał pojęcia, gdzie jest - wokół było ciemno, nie poznawał konturów mebli ani niczego innego. Panika mocniej ścisnęła mu gardło, a jego ciężki, urywany oddech zmienił się w przerażony świst.


<Panikujący Arlo, +100000000000000000000000000000 do bycia ułomnym dzieckiem franc.>

od Saszy - CD Arlo

Sasza zamarł w bezruchu, szczerze zaskoczony zachowaniem znajomego. Znał go przecież tylko jeden dzień, więc czemu tak bardzo liczył się z jego zdaniem? Czarnowłosy ukrył twarz w jego bluzie, jednocześnie kurczowo zaciskając na niej palce. Dopiero drżący szept Arlo wyrwał go z odrętwienia. Bez najmniejszego wahania objął czarnowłosego, jakby chcąc odgrodzić od niego wszystko to czego się boi. Coen poruszył się lekko, po czym wtulił się w albinosa.
- Nie bój się Arlo... Nie zostawię cię. - wyszeptał uspokajająco gładząc krucze kosmyki. Niższy duch przesunął głowę patrząc na bladą twarz znajomego.
- Dlaczego ty to robisz? - zapytał cicho, prawie nie usłyszalnie. Sasza zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. 
- Bo...chyba rozumiem co czujesz. Po za tym naprawdę cię polubiłem i nie chcę żeby było ci smutno. - odparł. Pogrążyli się w milczeniu, jalkby trawiąc wypowiedziane przed chwilą słowa. W tym czasie Sasza zrzucił z nóg swoje znoszone tenisówki pozwalając im opaść na ziemię. 
- Chodźmy już spać. - powiedział łagodnie do Arlo, jednocześnie przerywając ciszę. Puścił go, umożliwiając tym samym zejście ze swoich kolan. Czarnowłosy ułożył się wygodnie plecami do ściany po czym spojrzał wyczekująco na Saszę. Alba już po chwili znajdował się obok niego. Okryli się cienką kołdrą. Zanim albinos zdołał się wygodnie ulokować w twardym łóżku, Arlo wtulił się w niego. Wyższy chłopak odetchnął przytulając go do siebie. Białą dłonią delikatnie bawił się jego włosami. 
- Naprawdę mnie lubisz? - usłyszał głos znajomego.
- Naprawdę. - zapewnił go. Sam nie wiedział czemu tak się stało. Arlo nie wydawał mu się zły, a nawet wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie tylko zagubionego i nie pewnego. Co z tego, że nie widać było tego na pierwszy rzut oka. Kiedy właził mu na kolana, albo myszkował po szpitalu, Sasza nawet nie myślał o tym żeby go wypędzić, a wraz z upływem czasu coraz bardziej lubił jego towarzystwo. 
- Dziwak z ciebie, Saszka. - mruknął tamten przymykając oczy.
- Chyba masz rację. - oparł albinos mimowolnie unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu. Nie miał pojęcia, czemu ale czuł się szczęśliwy. Tak naprawdę szczęśliwy. Wspomnienia nie przygniatały go i nie dręczyły jak wcześniej, a obecność Coena przynosiła ulgę od wiecznej samotności.

< Arlo? >

wtorek, 2 czerwca 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo poczuł, jak ciało wyższego duża rozluźnia się, a blade palce wsuwają w jego włosy. Oderwał się od szyi nowego znajomego i wyprostował, zaglądając mu odważnie w twarz.
- Nie wierzę - rzucił z szerokim, nieco niedowierzającym uśmiechem, pochylając się tak, że prawie stykali się nosami. - Saszka, tobie się to podoba.
Sasza wpatrywał się w niego przez chwilę. Potem odwrócił wzrok, a jego blada twarz przybrała nieco bardziej rumiany kolor. Coen zachichotał pod nosem, prostując się i przeciągając leniwie, jakby dopiero wstał, wciąż siedząc okrakiem na biodrach drugiego ducha, nie pozwalając mu tym uciec. Ponownie zerkną na Albę i zaśmiał się, tym razem już głośno, tym swoim denerwującym, przeszywającym śmiechem, na widok jego wyblakłej, ale mimo to i tak czerwonej ze wstydu twarzy.
- Jesteś uroczy kiedy się tak rumienisz, Saszka - ziewnął. - Jestem zmęczony. Chodźmy spać. Możesz zachować swoje dziewictwo do jutra.
Sasza zamrugał, jakby nie do końca dotarł do niego sens wypowiedzi nowego znajomego, ale posłusznie skinął głową. Arlo przekręcił się tak, że siedział teraz na brzegu łóżka, i zaczął rozwiązywać brudne sznurówki swoich starych trampek. Po chwili zmaltretowane latami używania buty wylądowały na podłodze, a czarnowłosy wpełzł pod cienką kołdrę i zwinął się w kłębek, opierając plecami o ścianę. Uchylił leniwie jedno oko, obserwując, jak drugi duch podciąga się do pozycji siedzącej i rozgląda się po pokoju nieco zdezorientowanym wzrokiem. Szpitalny materac skrzypnął cicho na znak protestu, kiedy Coen także się podniósł, po czym przesunął się w stronę Saszy.
- Hej, Saszka - odezwał się, łapiąc go za rękaw i ciągnąc w swoją stronę. - Zmieścimy się we dwóch. No chodź.
Kiedy Alba dalej się wahał, Arlo przewrócił oczami, niechętnie odrzucił kołdrę i po raz kolejny tego dnia wepchnął się nowemu znajomemu na kolana. Objął go rękoma za szyję i pocałował, głęboko, delikatnie, spokojnie. To był dokładnie taki pocałunek, jakiego nawet sam Coen by się po sobie nie spodziewał. Oderwali się od siebie dopiero po chwili, a czarnowłosy natychmiast ukrył twarz w ramieniu wyższego ducha, nie chcąc pokazywać światu ani swojego własnego rumieńca, ani łez, które nagle wezbrały mu w oczach. Arlo zawsze dużo płakał - dużo, często i najczęściej bez powodu. Zaczynał podejrzewać, że jego kanaliki łzowe nie nadają na tych samych falach co jego mózg.
- Saszka, proszę - materiał bluzy Saszy tłumił jego drżący szept. - Jestem prawie-anorektykiem, nie zajmę ci dużo miejsca. Proszę, nie zostawiaj mnie. Boję się spać tu sam.


<To ułomne dziecko będzie tak ryczeć przez pół nocy, tylko dlatego, że może.>

od Saszy - CD Arlo

Sasza otworzył usta chcąc zaoponować, jednak nie był zdolny wydać z siebie żadnego dźwięku. Arlo przesunął bladą dłonią, po białym torsie wyższego ducha, jednocześnie trzymając jego twarz. 
- Przestań. - wymamrotał Sasza co wywołało tylko pogardliwy uśmiech na twarzy Coena.
- Dlaczego? - prychnął wbijając spojrzenie w albinosa, poraz pierwszy tego dnia naprawdę go tym pesząc. Alba poczuł jakby krew w jego żyłach nagle zgęstniała, a w płucach pojawiła się dziura. Kim do cholery był ten chłopak?! Zastanawiał się, niezdolny do większego oporu. 
- Przecież już mnie sprawdziłeś, możesz przestać. - wydusił z siebie. 
- Och tak, wiem teraz gdzie schowałeś prochy. Ale chcę wiedzieć więcej. - zaśmiał się przeszywająco. Po chwili albinos poczuł ciepły oddech na swojej twarzy.
- No dalej, Szaszka. Opowiesz mi coś o sobie? - wyszeptał. 
- Nie...- zająknął się wyższy duch. Uśmieh czarnowłosego powiększył się jeszcze bardziej.
- Nie? Jesteś pewien? - spytał, po czym nie czekając na ewentualną odpowiedź Saszy, przechylił jego głowę, dotykając ustami bladej szyi. Puścił twarz chłopaka, przesuwając dłońmi po jego klatce piersiowej, nadal nie odrywając warg od białej skóry, jedynie przesuwając je odrobinę w bok. Alba wstrzymał oddech nie mając pojęcia jak się zachować. Z początku chciał zakryć twarz dłońmi, jednak wiedział że znajomy nie pozwoliłby mu na taki zabieg. Tak samo jak nie pozwolił na ucieknięcie wzrokiem. Wiedział, że nie ma mowy o zepchnięciu z siebie czarnowłosego. Z resztą, mimo tego wszystkiego, nie chciał, żeby Arlo sobie poszedł. Znów zostałby sam, a potakim wyskoku długo zajełoby mu dojście do siebie. Zbliżył niepewnie dłoń do przydługich czarnych kosmyków. Delikatnie przesunął po nich palcami, bawiąc się nimi. Równocześnie odchylił lekko głowę do tyłu.

( Arlo ? )

środa, 13 maja 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo zamarł z ustami przy ciepłej, delikatnej skórze szyi drugiego ducha. Wszystkie jego mięśnie napięły się odruchowo, zupełnie tak, jakby oczekiwał na cios. Jego ciało zawsze właśnie w ten sposób reagowało na zaskoczenie; Coen nie spodziewał się, że aż tak łatwo i szybko zdoła wyciągnąć z Saszy pożądane informacje. Zbyt łatwo i szybko, przemknęło mu przez myśl, a nagła niepewność sprawiła, że zacisnął mocniej palce na bluzie albinosa.
- Czemu mi to mówisz? – spytał cicho, wciąż się nie prostując. Nie czuł takiej potrzeby. Przez ten krótki okres czasu, jaki zajęło mu dziś obcowanie z Albą, zdążył zauważyć, że wyższy duch niechętnie okazuje jakiekolwiek emocje. Tym razem na pewno było podobnie, więc po co siadać prosto, skoro wpatrywanie się uporczywie w twarz znajomego i tak nie przyniesie mu żadnych zysków?
Poczuł, jak Sasza wzrusza ramionami.
- Bo bardzo chciałeś to wiedzieć – mruknął w odpowiedzi. Słychać było, że wciąż jest nieco oszołomiony zaistniałą sytuacją, ale szybko wraca do siebie. Arlo wiedział świetnie, że musi ciągnąć go za język dopóki jeszcze ma szansę dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat albinosa.
- A ty nie chciałeś mówić – prychnął, popychając drugiego ducha w pierś i zmuszając go tym do położenia się na twardym szpitalnym łóżku. Pochylił się nad nim, zbliżając swoją twarz do jego twarzy. – Więc czemu mówisz mi to akurat teraz?
Sasza uciekł wzrokiem w bok, w stronę okna. Arlo zauważył ten dziwny odruch już po raz kolejny, i wcale mu się to nie podobało. Złapał albinosa za brodę, zmuszając, żeby znów na niego spojrzał.
- Powiedz mi – zażądał, mierząc Albę wściekłym spojrzeniem. – Myślisz, że interesują mnie twoje głupie prochy? Jesteś głupi, Saszka. Głupiutki. Mam gdzieś gdzie schowałeś te narkotyki, wiesz? Ciekawiło mnie tylko kiedy się złamiesz i mi powiesz. I co będę musiał zrobić, żebyś mi powiedział – uśmiechnął się, podciągając bluzę znajomego. – I chyba już wiem co na ciebie działa.

<Naleśniczek, wybacz, ale pogrzeb mnie zdołował. ;A;>

od Saszy - CD Arlo

Sasza otworzył oczy i zamarł w bezruchu jakby trawił słowa czarnowłosego. Powoli opuścił ręce machinalnie zaciskając je na pościeli.
- Co? - wydusił z siebie. W głowie kłębiło mu się wiele myśli, jednak gdy chciał skupić się na jednej z nich, ta wymykała się mu, zostawiając po sobie jeszcze większy mętlik.
- Przecież doskonale słyszałeś. - rzucił w odpowiedzi Arlo, jeszcze bardziej kłopocząc białowłosego.
- Ale ja nie...- zaczął Alba jednak nie zdążył dokończyć. Niższy duch przywarł wargami do jego ust, łącząc je w pocałunku. Sasza zadrżał lekko i wbrew sobie przymknął oczy. To wszystko działo się za szybko. Jednego dnia funkcjonował sobie własnym tempem, a już drugiego jego przekonania leżały w prochu i w pyle. Blada ręka nowego znajomego, zanurzyła się w jego włosach, zmuszając chłopaka do pogłębienia pocałunku, a druga wpełzła pod ciepłą bluzę ducha. Sasza poczuł jak odlatują z niego wszystkie próby odrzucenia tej sytuacji. Natłok uczuć przytłaczał go, nie możliwie wręcz przy tym ciążąc. Przez chwilę nawet poczuł się jakby znów żył. Tak naprawdę żył. Rozchylił bezwiednie blade wargi pozwalając czarnowłosemu na kolejne pocałunki. Czuł jakby w głowie eksplodowała mu bomba. Krew szumiała w uszach, a puls znacznie przyśpieszył. Po dłuższej chwili, Arlo oderwał się od jego ust, patrząc na oddychającego ciężko Saszę. Ten jedynie podniósł na niego zamglone, pełne nie zrozumienia spojrzenie. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, poczuł wilgotne usta na swojej szyi. Z gardła wyrwało się mu ciche westchnienie.
- Przestań...- wymamrotał w końcu i jakby na przekór własnym słowom, ochylił głowę do tyłu. 
- Czemu? - usłyszał w odpowiedzi. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Czarnowłosy duch miał rację - już nic nie mogło mu zaszkodzić. Przecież nie żyli. Zbliżył twarz do policzka Arlo, muskając go nosem i prawie pieszczotliwie owiewając jego bladą skórę ciepłym oddechem.
- Schowałem je w starym oddziale psychiatrycznym. - szepnął mu do ucha. Nie kłamał, nie miał takiej potrzeby. Jednak był ciekaw reakcji niższego ducha.

< Arlo? >

sobota, 2 maja 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo wpatrywał się z zaciekawieniem w twarz znajomego. Jego głowa wciąż spoczywała na ramieniu drugiego ducha, więc czarnowłosy patrzył na niego z dołu, ale zdawało mu się to zupełnie nie przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, podobał mu się ten nowy, nieznany dotąd punkt widzenia. Po chwili jednak wyprostował się – teraz patrzył na Saszę z góry, i ten punkt widzenia także mu się podobał. Tak samo, o ile nie bardziej. Albinos podniósł na niego wzrok różowo-czerwonych oczu, co wywołało na ustach drobniejszego chłopaka szeroki uśmiech. Odsunął z twarzy drugiego ducha włosy, ujął ją w dłonie i uniósł do góry, tak, że prawie stykali się nosami.
- Hej - jego głos był cichy i przyjazny, ale uśmiech rósł z każdą sekundą, stając się niemal niepokojąco szeroki. - Czemu nie chcesz mi powiedzieć, gdzie schowałeś te narkotyki?
Sasza wzruszył tylko ramionami, jakby jego powody były najbardziej oczywistą rzeczą na tym świecie.
- Po prostu nie chcę - odparł. - To wszystko.
- Daj spokój - Arlo dalej drążył temat. Nie miał najmniejszego zamiaru tak szybko dać za wygraną; to byłoby zupełnie nie w jego stylu. Jeśli już się czegoś uczepił, nie odpuszczał, dopóki nie uzyskał satysfakcjonującej go odpowiedzi. - Chyba się nie boisz, że się zaćpamy, co? Śmierć po przedawkowaniu prochów już nam raczej nie grozi, gdyby jeszcze to do ciebie nie dotarło. Jezu, musiałeś tu naprawdę długo siedzieć, skoro nie zauważyłeś, że nie możesz już umrzeć ze zwykłych, ludzkich powodów.
- Tak się składa, że zauważyłem - mruknął Alba. Coen zdawał się jednak zupełnie go nie słuchać. Jego dłonie zsunęły się z policzków znajomego na jego ramiona, stamtąd dalej w dół, aż w końcu spoczęły na piersi albinosa. Arlo czuł na twarzy jego oddech, ciepły i nieco przyspieszony, jakby Saszę męczyła obecna sytuacja. Nie, nie męczyła... czarnowłosy uśmiechnął się do swoich własnych myśli.
- W sumie... - zamruczał, poprawiając się na kolanach drugiego ducha i zaczynając bawić się jego kołnierzem. - To ile ty tak właściwie masz lat?
- Miałem osiemnaście, kiedy umarłem - zdawało się, że musiała minąć chwila, zanim Sasza odpowiedział... a może to tylko wyobraźnia Coena płatała mu figle?
- To dobrze - uśmiechnął się nieco szerzej. - Nie lubię sypiać ze starszymi.

<Sexual harassment wyczuwam.>

piątek, 24 kwietnia 2015

Od Saszy - CD Arlo

Białowłosy spojrzał na Arlo w zamyśleniu.
- Możesz. - odparł tylko. Coen wtulił się w niego, jakby chcąc się ogrzać. Siedzieli w ciszy, nie mącąc jej zbędnymi słowami. Sasza przechylił głowę wyglądając przez okno. Niebo różowiło się powoli, zwiastując nadejście wieczora. Szare, ociężałe chmury z wolna sunęły po nieboskłonie, jakby grożąc ulewą. Drzewa szumiały cichą kołysankę bujane delikatnie wiatrem. Po nie równym chodniku, od dawna nikt nie chodził. Na horyzoncie majaczyły sylwetki bloków mieszkalnych, w których ludzie wiedli swoje spokojne, poukładane życie. Alba przymrużył lekko oczy, jakby w zamyśleniu. Co by się z nim działo, gdyby żył? Czym by się zajmował? Takie myśli nachodziły go co jakiś czas, męcząc umysł i pustosząc poukładany schemat funkcjonowania. Nie umiał stwierdzić czy podoba mu się obecny stan. Był pewien tylko jednego. Był zmęczony. Zmęczony ciągłym trwaniem, w ciszy, nie tknięty przez czas. Chciał odejść, jednak co wielu mogłoby się wydawać głupie - bał się. Co się stanie po odesłaniu? Gdzie trafi? Potrząsnął lekko głową odrzucając od siebie natrętne myśli i wyobrażenia. Poczuł jak czarnowłosy poruszył się, patrząc na niego pytająco. Sasza nie odezwał się, nie miał po co. Powoli i ostrożnie dotknął rozczochranych włosów niższego ducha. Gdy nie wyczuł w nim zmiany, zaczął bawić się porozrzucanymi kosmykami. Zawijał je na blade palce, rozplątywał te, które splątały się ze sobą po czym pozwalał im opaść z powrotem na swoje miejsce.
- Na serio jesteś dziwny. - usłyszał cichy pomruk Arlo. Poczuł jak czarnowłosy duch po raz kolejny dźga jego policzek palcem. Nie przeszkadzało mu to. Właściwie obecność kogoś innego, była dla niego miłą odmianą od zwyczajnego siedzenia samemu. Nie, albinosowi na ogół nie przeszkadzała samotność. Czasem tylko czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku gdy uświadamiał sobie że nikt go nie pamięta, nie zna, i nie lubi. Miewał też dni, w których mógłby rozmawiać nawet z rzeczami.
- Tak, wiem. Już mi to mówiłeś. - odparł spokojnie, czując jak Coen wzrusza lekko ramionami.
- Gdzie schowałeś narkotyki? - spytał nagle.
- Nie powiem ci. - powiedział niewzruszony Sasza. Przez twarz czarnowłosego przemknął cień, jednak chłopak nie wpadł w złość.
- Powiesz, zobaczysz. - zaśmiał się tylko, jakby mówił najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Albinos skwitował to tylko cichym prychnięciem i wzruszeniem ramion, jednak nawet to nie podważyło przekonania ducha. Alba założył jeden z czarnych kosmyków za ucho znajomego. Zrobił to zaskakująco delikatnie, mimo iż jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

< Arlo? >

czwartek, 23 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo nie do końca wiedział, co powinien sądzić o zachowaniu swego nowego znajomego. Był niemal całkowicie, niemal w stu procentach pewien, że na miejscu Saszy już dawno wyrzuciłby kogoś takiego jak on sam na zbity pysk, nie przejmując się, czy niedoszły gość był miły czy denerwujący, natrętny czy cichy, mokry czy suchy. W ogóle by go to nie obchodziło, byle by tylko pozbyć się niechcianego osobnika ze swojego terytorium. W końcu jego terytorium było, jak sama nazwa wskazuje, jego. Nikt nie miał prawa wchodzić na nie bez zapowiedzi czy wyraźnego pozwolenia. Najlepiej takiego napisanego na papierze i podpisanego krwią właściciela terenu.
Ale przecież Arlo mógł wchodzić wszędzie bez pozwolenia. W końcu on to on, a inni to inni. On i inni to dwie zupełnie inne kategorie, więc i przywileje mają zupełnie odmienne.
Więc ostatecznie nie doszedł do żadnego wniosku - wciąż nie wiedział, jak ma traktować zmienne zachowanie i równie zmienne zdanie - przynajmniej w jego mniemaniu zmienne, bo przecież wszystko jest zmienne - drugiego ducha. Ostatecznie postanowił po prostu to zignorować; jak większość rzeczy, które napotkał w życiu, a które były mu w jakikolwiek sposób nie na rękę.
Siedział w ciszy, pozwalając albinosowi wycierać sobie głowę.
- Jesteś śmieszny - mruknął w pewnym momencie, kiedy samo wpatrywanie się w skupioną twarz siedzącego obok znajomego przestało dostarczać mu na tyle rozrywki, by się nie nudził.
- Już to mówiłeś - odparł Sasza, cały czas tarmosząc włosy Coena ręcznikiem, próbując pozbyć się z nich jak największej ilości wody. Arlo uśmiechnął się spod potarganej czarnej czupryny.
- Wiem - złapał znajomego za nadgarstki, wyciągnął mu ręcznik z rąk i rzucił go na podłogę. Jego włosy wyglądały jakby padły ofiarą wyjątkowo agresywnej trąby powietrznej, ale chłopak zdawał się tego nie zauważać. Znów wdrapał się Saszy na kolana, objął go i schował twarz w naturalnym wgłębieniu między barkiem a szyją drugiego ducha. Wilgotne białe kosmyki załaskotały go w policzek.
- Ale naprawdę jesteś śmieszny - mruknął znów, zamykając oczy. Zacisnął palce na materiale bluzy, którą pożyczył mu Alba. Rękawy były zdecydowanie za długie, a cała bluza wisiała na nim jak worek po ziemniakach na strachu na wróble, ale jeśli Arlo miał być szczery, to właściwie niespecjalnie mu to przeszkadzało. - Lubię cię. Mogę tak posiedzieć, prawda? Jesteś ciepły.


<Ta zabójcza długośććććććććć.>

środa, 22 kwietnia 2015

Od Saszy - CD Arlo

Białowłosy przechylił głowę w bok patrząc na wtulonego w niego chłopaka. Czarnowłosy mocniej objął Saszę.
- Jura...był moim przyjacielem. - powiedział powoli ostrożnie dobierając słowa. Arlo drgnął lekko.
- Był? On nie żyje? - spytał nadal nie podnosząc głowy.
- Nie...chyba nie. Po prostu zostawił mnie na lodzie. Odwrócił się kiedy najbardziej go potrzebowałem. To wszystko. - odparł cicho.
- I to dlatego się zaćpałeś? - pytał dalej.
- Między innymi. Miałem problemy rodzinne, w szkole też nie było najlepiej...narkotyki pozwalały zapomnieć. Wtedy nie myślałem co się może stać. Po prostu wziąłem wszystko naraz, i tyle. - odpowiedział. Wyciągnął jedną rękę w stronę kurka po czym zakręcił zimną wodę, którą cali już ociekali. Z pewnym wahaniem podniósł głowę znajomego.
- Nie rozmawiajmy o tym, dobrze? - w głosie Alby słychać było zmęczenie, jakby wspomnienia postarzyły go o kilka lat. Pochylił swoją głowę tak, że ich czoła zetknęły się. - To już przeszłość. - dodał znów się cofając. Siedzieli przez chwilę ciszy mierząc się spojrzeniami. W końcu Alba otrząsnął się z zamyślenia.
- Chodźmy stąd. Cały przemokłeś. - powiedział dotykając mokrych włosów i ubrań znajomego. Ten niechętnie wstał, pozwalając Saszy na to samo. - Dam ci moje zapasowe ubrania. - zaoferował prowadząc Arlo do swojego pokoju.
Pomieszczenie w którym spał albinos było czyste i jasne, tak jakby nikt go nie opuścił. Alba schylił się i spod jednego z łóżek wyciągnął starą walizkę. Wyciągnął z niej czyste i suche ubrania po czym podał je czarnowłosemu.
- Mogą być trochę za duże. - mruknął wyciągając też ciuchy dla siebie. Przeszedł przez pokój po czym otworzył drugie, prawie nie zauważalne drzwi.
- Co tam jest...? - spytał czarnowłosy siadając na jednym z dwóch łóżek.
- Łazienka. - rzucił tylko albinos po czym wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi. Szybkim ruchem przekręcił zamek, zanim nowy znajomy zdążył wpaść na jakiś głupi pomysł. Zrzucił z siebie mokre ubrania, a założył te suche.
Kiedy wszedł do pokoju, Arlo był już przebrany. Bluza Saszy była na niego zdecydowanie za duża, a spodnie o jakieś kilka centymetrów za krótkie.
- Powieszę je gdzieś żeby wyschły. - powiedział Alba po czym wziął mokre ubrania swojego gościa. Położył je na i tak zimnym kaloryferze, który idealnie nadawał się na suszarkę do ubrań. Zerknął przez ramię na obserwującego go chłopaka. Zanim tamten zdążył się odezwać, Sasza wyciągnął z jednej z szafek czysty ręcznik. Przysiadł się do niższego ducha i zanim tamten zdążył coś powiedzieć, zarzucił mu ręcznik na głowę. Przesunął nim po czarnych włosach z których skapywała woda. Bez słowa zaczął wycierać głowę chłopaka.

< Arlo ? >

wtorek, 21 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo wzruszył ramionami na pytanie nowego znajomego, robiąc minę niewiniątka.
- Nic takiego - uśmiechnął się przebiegle, przysuwając do wyższego ducha. Stali teraz blisko siebie. Bardzo blisko. Normalnej osobie taka bliskość powinna przeszkadzać, ale Sasza - ku wyraźnemu zadowoleniu czarnowłosego - nie odsunął się ani nie uciekł. Po prostu stał w miejscu, patrząc na niego pytająco, z pewną dozą niepewności, jakby nie do końca wiedział, czego może spodziewać się po drugim chłopaku.
Arlo przesunął wzrokiem po twarzy białowłosego. Zmarszczył brwi, kiedy jego wzrok padł na blade usta znajomego. Dotarło do niego, że Sasza ani razu się jeszcze nie uśmiechnął, a nawet jeśli, to on sam tego nie widział. Nie podobało mu się to.
- Hej, panie ponury - mruknął, dźgając wyższego ducha w policzek wskazującym palcem. - Zaczynam naprawdę myśleć, że masz jakąś dziwną chorobę. Nie potrafisz się uśmiechnąć?
- Po co miałbym się uśmiechać? - teraz to Albatroze wzruszył ramionami. Czarnowłosy zazgrzytał zębami, nagle wyprowadzony z równowagi.
- Bo ja tak chcę - warknął, popychając znajomego w pierś. Albinos zatoczył się do tyłu, zaskoczony niespodziewanym atakiem ze strony niższego chłopaka, i gdyby nie ściana, najpewniej padłby jak długi na zimną, mokrą posadzę łazienki. Rzucił Coenowi wściekłe spojrzenie.
- Nie obchodzi mnie, czego chcesz - prychnął i ruszył do przodu, próbując wyminąć Arlo i wydostać się z kabiny. Czarnowłosy jednak potrafił reagować nadzwyczaj szybko - zanim Sasza zdążył zorientować się, co się dzieje, niższy duch złapał go za nadgarstek i znów pchnął na ścianę z taką siłą, że albinos zsunął się po niej na ziemię.
Arlo stanął nad nim z dzikim wzrokiem, zaciskając pięści. Wyglądał jak rozjuszone zwierzę gotowe do ataku.
- Nie obchodzi cię?! - wrzasnął. Skóra nad krzyżem zapiekła go boleśnie i wśród deszczu kropel lecącym z prysznica zadrgał ciemny, podobny do macki kształt. - Przestań pieprzyć, do cholery! Myślisz że przejmuję się twoim zdaniem?!
Ciemny kształt ze świstem przeciął powietrze i zacisnął się boleśnie na nadgarstku białowłosego. Chłopak krzyknął, raczej z zaskoczenia niż bólu, i prawdopodobnie właśnie ten krzyk przywrócił Coenowi zdolność logicznego myślenia. Macka puściła rękę albinosa, wycofała się, wsiąkła z powrotem w skórę czarnowłosego, a on sam zachwiał się niebezpiecznie i opadł na kolana na zimne, mokre kafelki. Przez chwilę po prostu wpatrywał się tępo w czerwony ślad szybko znikający z bladego nadgarstka znajomego. Potem zawył głośno niczym zranione zwierzę i wepchnął się w objęcia Saszy, jak dziecko szukające pocieszenia.
Ku swemu zdziwieniu, nie został odepchnięty. Albinos pozwolił mu wtulić twarz w swoją pierś i otoczył ramionami, cierpliwie czekając, aż Arlo się uspokoi. Niższemu chłopakowi dłuższą chwilę zajęło dojście do siebie, ale w końcu przerażenie i wyrzuty sumienia zelżały na tyle, że mógł spojrzeć drugiemu w oczy. Zaczęła mu się nawet podobać obecna sytuacja, nawet mimo faktu, że siedzieli na brudnej podłodze, a na głowy lała im się strumieniem lodowata woda.
- Saszka, kim jest Jura? - spytał nagle, przerywając ciszę. Nie podniósł jednak głowy, tylko mocniej objął Saszę, jakby bał się, że ten zaraz ucieknie, bo jest za bardzo wścibski. Ale przecież nie chciał być. - Znalazłem w którymś pokoju teczkę z twoim imieniem. To przez niego się zaćpałeś?


<Sumimasen że dziś tylko to, ale chemia czeka.>

sobota, 18 kwietnia 2015

Od Saszy - Cd. Arlo

Białowłosy przez chwilę siedział w bezruchu, potem jednak delikatnie odsunął się do przodu. Nie, Sasza nie miał zamiaru uciekać. Chciał tylko zrobić znajomemu więcej miejsca. Arlo rozsiadł się za nim wygodniej, nadal jednak ściskając go nogami. Zaplótł kolejny drobny warkoczyk na śnieżnych włosach Alby.
- Nie uprzykrzasz życia. Nie przeszkadza mi twoja obecność. - powiedział wyższy duch po chwili spędzonej w ciszy.
- To dziwne, bo sprawiasz wrażenie, że wolisz być sam. - mruknął czarnowłosy nadal bawiąc się włosami znajomego.
- Na ogół tak, ale to czasami staje się nudne. - powiedział niechętnie Sasza. Siedzieli przez chwile w milczeniu. Nagle Arlo zaczął się wiercić, po czym przepchnął się obok albinosa, wstając.
- Chodźmy jeszcze pozwiedzać. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Alba podniósł się z siedzenia i związał rozpuszczone włosy na powrót w krótki kucyk. Już po chwili szli jednym z korytarzy zatrzymując się przy pomieszczeniach które chciał obejrzeć Arlo.
- A co tam jest? - zainteresował się dotykając białych, chłodnych drzwi.
- Łazienka. - wzruszył ramionami wyższy duch, patrząc jak jego znajomy wchodzi do pomieszczenia. Łazienka była wyłożona białymi kafelkami od których biło przyjemnym zimnem.
- Prysznice!- ucieszył się czarnowłosy, tak jakby znalazł nie natryski z wodą, a garnek złota. Alba oparł się w drzwiach drugiej części pomieszczenia patrząc na poodgradzane boksy-kabiny, w których kiedyś myli się pacjenci szpitala. Arlo w tym czasie wszedł pod jeden z natrysków bawiąc się kurkiem.
- Działają...? - spytał z dziecięcą nadzieją.
- Tak. Tylko że nie ma w nich ciepłej wody. - odparł Sasza. W pewnym momencie niższemu duchowi udało się przekręcić kurek i na jego głowę zaczęła lać się lodowata ciecz. Alba zdusił w sobie śmiech widząc nie zadowoloną minę mokrego znajomego.
- Przecież mówiłem. że...- nie zdążył dokończyć, bo został wciągnięty pod zimną wodę. Wzdrygnął się, odgarniając zmoczone kosmyki włosów z twarzy. - Co ty wyprawiasz? - spytał drugiego ducha bez cienia gniewu w głosie.

< Arlo, masz swoje pryszniceeeeeeeee >

sobota, 11 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo słuchał historii swego nowego znajomego w całkowitej ciszy. Nie odzywał się ani słowem, co zdarzało mu się nadzwyczaj rzadko jeśli miał kogokolwiek, do kogo mógł mówić. Opowieść jednak okazała się stosunkowo krótka i - ku jego niezadowoleniu - nawet dość nudna. Nie było w niej nic zaskakującego... ale może to tylko jego umysł nie potrafił przejść się czymś, co wielu innych z pewnością nieźle by przeraziło?
- Nudne - mruknął, podchodząc jeszcze bliżej siedzącego wciąż na starym, podniszczonym już mocno fotelu albinosa i znów bez pytania sadowiąc mu się na kolanach. Arlo lubił być blisko innych. Kontakt fizyczny wcale mu nie przeszkadzał, tylko trochę denerwowało go, że dotykanie kogoś, stykanie się z nim skórą nie jest już tym samym, co kiedyś. To nie było to samo uczucie, którego doświadczał za życia. Czuł, ale nie dawało to wrażenia, że czuje naprawdę.
- Powiesz mi coś o sobie? - spytał ni stąd ni zowąd po chwili ciszy. Sasza podniósł na niego wzrok czerwono-różowych oczu, ale czarnowłosy nie zdołał wyczytać nic z jego spojrzenia. Zacisnął pięści, zdenerwowany faktem, że jego nowy znajomy nie pozwala mu odczytać jego prawdziwych emocji. Zupełnie jakby celowo je ukrywał.
- Nie - padła odpowiedź. Arlo przez chwilę wpatrywał się ze złością w twarz białowłosego ducha. Potem na jego usta wpłynął uśmieszek. Chłopak wzruszył ramionami.
- Jak chcesz - rzucił, przesuwając się w bok i wpychając na siedzenie fotela, tak, że siedział teraz między zbierającym kurz oparciem a Saszą. Biodrami przylegał do dolnej części pleców drugiego ducha, nogami oplótł go w pasie niczym małe dziecko, nie pozwalając mu wstać i uciec. Było mu trochę niewygodnie, miał ograniczoną swobodę ruchów, ale dzielnie ignorował ciasnotę.
- Jesteś śmieszny - powtórzył po raz któryś tego dnia. - Naprawdę. I dziwny. Jeszcze nigdy nie spotkałem takiego dziwnego ducha jak ty.
- Ach tak? - mruknął w odpowiedzi Alba. Najwyraźniej średnio interesowała go opinia Coena na jego temat.
- Aha - potaknął Arlo, odchylając się na oparcie fotela. - Dziwne, że jeszcze mnie stąd nie wyrzuciłeś. Przecież tylko uprzykrzam ci życie.
Albinos nie odpowiedział. Arlo za to zainteresował się jego śnieżnobiałymi włosami. Ściągnął gumkę, którą były związane w krótki kucyk, i zaczął zaplatać je w cienkie warkoczyki.


<Prysznice, Naleśniczeq, przyszniceeeeeeeeeeeee.>
Następnym razem będzie gif z kotkiem w wannie.

Od Saszy - CD. Arlo

Białowłosy zamrugał zaskoczony zachowaniem gościa.
- Co...? - przechylił głowę zbity z tropu. Arlo w odpowiedzi ścisnął mocniej białą dłoń ducha.-Ta...był tu kiedyś taki oddział...tylko że go zamknęli. To było nawet jeszcze przed moją śmiercią...zdarzył się pewien incydent. - objaśnił.
- Zabierz mnie stąd. Proszę, chodźmy gdzieś indziej. - wymamrotał tylko chłopak. Sasza zagryzł wargę zamyślony. Ostrożnie otoczył czarnowłosego ramieniem, jakby odgradzając go od ponurego korytarza. Ruszyli w drogę powrotną. Alba zaprowadził gościa do niewielkiej świetlicy, w której kiedyś bawiły się dzieci. Sala była znacznie bardziej przyjazna niż inne miejsca w szpitalu. Nawet jeśli tynk ze ścian zaczął się już kruszyć, a wszystkie zabawki gdzieś znikły, to i tak sprawiała dobre wrażenie. Wyższy chłopak posadził znajomego na parapecie, tak że ich twarze były na jednej wysokości. Mimo iż znaleźli się już spory kawałek od starego oddziału , Arlo nadal był oszołomiony.
- Wszystko w porządku...? - ostrożnie spytał Sasza. Z pewnym wahaniem dotknął bladej twarzy chłopaka. Przesunął białymi palcami po chłodnym policzku, po czym odgarnął zmierzwione czarne włosy z jego twarzy.
- Tak. - odparł już znacznie pewniej, odtrącając dłoń albinosa. Dopiero teraz Sasza zrozumiał co zrobił. Cofnął się gwałtownie chowając za siebie ręce.
- To dobrze. - odwrócił się bokiem od rozmówcy. - Nie będziemy tam wracać. Też nie lubię tego oddziału. - dodał przechodząc przez salę. Stanął przy starej szafce na której stał mały telewizor z wybitym ekranem. Zastukał bezmyślnie w resztki obudowy, jakby chcąc go włączyć, jednak zaraz potem odszedł.
- Wspominałeś o jakimś incydencie. Co to było? - zainteresował się chłopak. Sasza usiadł w obdrapanym fotelu w kącie pomieszczenia. Był jednym z nielicznych mebli, które zachowały się w miarę dobrze. Zmarły chłopak często tu przychodził. Czasami przynosił ze sobą karty pacjentów do poczytania, albo po prostu siedział w ciszy nie zajmując się niczym konkretnym.
- A...tak. Usłyszałem o tym od jednej z pielęgniarek. - zaczął. Arlo zeskoczył z parapetu przysuwając się do nowego znajomego. Przypominał trochę dziecko, które zaraz miało usłyszeć ciekawą bajkę. - Właściwie z tym oddziałem od początku była dziwna sprawa. Co chwila była jakaś nie chciana sytuacja. Lekarze nie pilnowali dokładnie pacjentów, i co jakiś czas chorzy przechodzili na inne piętra robiąc niezłe zamieszanie. No, ale nikomu nic się nigdy nie stało, więc uciszali tylko takie akcje. Tylko, że jakieś trzy miesiące przed tym jak zmarłem znaleziono dwie martwe pacjentki. Obie z zakładu psychiatrycznego. - pochylił się lekko do przodu ściszając głos. Czarnowłosy przysunął się jeszcze bliżej czekając na dalsze słowa białowłosego. - Wezwano policję, było przesłuchanie, awantura na cały szpital. I wiesz co się okazało? Pacjentki zabił jeden z psychiatrów. Koleś miał problemy ze sobą, z tego co pamiętam brał jakieś leki, których nie powinien. Jedną z nich udusił kablem, a drugą uderzył w głowę tępym narzędziem. Poszedł siedzieć, a odział zamknięto. - dokończył Sasza.

< Arlo ? >

piątek, 10 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo przez chwilę po prostu patrzył na plecy nowego znajomego, a jego mina wyraźnie świadczyła, że nie wie konkretnie, co tu się dokładnie wyrabia, ale zaczyna mu się to wszystko coraz bardziej podobać. Zdecydowanie aż za bardzo podobać.
- Jesteś jakiś psychiczny czy co? - zaśmiał się szczekliwie, kucając i przyglądając się z uwagą połamanemu kubkowi, którego resztki leżały na brudnej podłodze. Na części z nich - nawet całkiem sporej części - widniały szkarłatne plamy krwi Saszy. Arlo zawsze lubił widok krwi. Jej głęboka czerwień wydawała mu się hipnotyzująca, dziwiła go i fascynowała w pewien dziwny, niewyjaśniony nawet dla niego samego sposób. Nie umiał tego wytłumaczyć - po prostu widząc krew, nie umiał reagować inaczej, niż cichym zachwytem.
Albinos nie odpowiedział, choć Coen był pewien, że rzuca mu złowrogie spojrzenie. Ba, prawie je poczuł! Ale zamiast odwrócić się znów twarzą do nowego znajomego, najpierw jak gdyby nigdy nic dźgnął bladym palcem żałosną kupkę tego, co jeszcze chwilę temu było kubkiem. Z czego robi się kubki? Arlo nie miał pojęcia, i szybko wyrzucił z umysłu tę uporczywą myśl, podsuwaną mu - jak wiele, wiele innych - przez uporczywy głosik gdzieś z tyłu głowy. Głosik był nieco piskliwy, ale uparty i nieznoszący sprzeciwu - lubił podporządkowywać sobie myśli i uczucia czarnowłosego. Kiedy chłopak jeszcze żył i mówił o nim lekarzom, ci zgodnie twierdzili, że jest chory psychicznie. Przecież całkowicie zdrowi ludzie nie słyszą nieistniejących głosów w swojej własnej głowie...
Prawda?
- Hej, w sumie to nie powiedziałeś mi jeszcze wszystkiego, co chcę wiedzieć - rzucił Arlo, dopiero teraz wstając i z szerokim uśmiechem na przeraźliwie bladej twarzy zbliżając się do albinosa. - Szpitale są duże, a ja nie widziałem wszystkiego. Oprowadzisz mnie - dodał, popychając białowłosego w stronę wyjścia ze stołówki.
Szybko dostali się na klatkę schodową i wspięli się po starych, odrapanych już stopniach na następne piętro. Arlo jednak przystanął na samym początku kolejnego upiornego, opustoszałego korytarza. Wciągnął powietrze w płuca i wypuścił je dopiero po chwili z głośnym świstem. Atmosfera na tym piętrze była dziwnie gęsta, chłodna, o wiele bardziej przerażająca niż na pozostałych, jakby... znajoma.
Chłopak wzdrygnął się, czując zimny powiew wiatru. Wydało mu się, że słyszy chrapliwy oddech śmierci, i przez ułamek sekundy zaczął panikować, zaraz jednak udało mu się przekonać samego siebie, że to tylko jego wybujała wyobraźnia, a podmuch wziął się z jednego z wybitych okien.
- Saszka...
- Mówiłem ci żebyś mnie tak nie nazywał - warknął wyższy duch, ruszając przed siebie. Arlo jednak złapał go za rękę, ściskając ją mocno.
- Saszka... czy tu był kiedyś oddział psychiatryczny? - jęknął, tocząc wokół przerażonym spojrzeniem. - Saszka, proszę, chodźmy stąd. Nie chcę tu być. Chodźmy stąd.


<W sumie nie dowiedziałam się gdzie są te prysznice, no ale ok. XD>

Od Marceline - CD Altera

Białowłosa dziewczynka rozejrzała się zachwycona po pokoju. Ze wszystkich stron otaczały ją wszelkiego rodzaju przedmioty. Od kapsli po kulki ze śniegiem łącznie. I wszystkie według niej były wspaniałe. Zrobiła kilka niepewnych kroczków w stronę półki. Ustawione na niej były pocztówki, nie które już bardzo stare, figurki, a także kilka ołowianych żołnierzyków. Były one najpewniej z różnych kompletów, gdyż część rwała się do walki, a reszta stała na baczność, najwyraźniej nie podzielając bojowego zapału kolegów. Dla Marcy takie miejsce było prawie rajem. Wypełnionym po brzegi ciekawymi przedmiotami, które co rusz przyciągały jej uwagę.
- A w co będziemy się bawić? - zapytała patrząc szeroko otwartymi z zachwytu oczkami na starszego ducha. Jego uśmiech poszerzył się nieznacznie.
- A w co byś chciała, Mädchen? - zapytał śpiewnie. Marceline zamyśliła się szukając pomysłu na zabawę. Nagle jej oczy rozbłysły wesołymi ognikami.
- Wiem! - uśmiechnęła się zadowolona. - Pobawmy się w принятие чая! - dokończyła, wtrącając rosyjskie słówko. Na twarzy gospodarza dostrzegła jednak niezrozumienie. - Znaczy się...w herbatkę.- wytłumaczyła. Wyższy duch przyklasnął ze śmiechem.
- Dobrze! Dawno się w to nie bawiłem! - ucieszył się. Mała przechyliła główkę i mocniej ścisnęła pluszowego króliczka.
- Bonnie też może się bawić, prawda? - zapytała, na co duch pokiwał głową. Już po chwili ściągał z jednej półki lalki. Ich białe twarzyczki i kolorowe ubranka były z lekka przykurzone, ale nadal zachwycały swoją urodą.
- Jak się nazywasz, Mädchen? - spytał patrząc na nią ciekawsko.
- Marceline. - odparła. - A ty? - dodała po chwili.
- Alter. - odpowiedział życzliwie, otrzepując sukienki zabawek z kurzu. Dziewczynka przycupnęła na ziemi obserwując poczynania nowego znajomego.
- Czemu jesteś sam? - zapytała nagle, nie bacząc czy jest to zgodne z zasadami dobrego wychowania.- Jesteś bardzo zabawny! Powinieneś mieć dużo znajomych. - dodała z zamyśleniem. Duch wzruszył lekko ramionami nie tracąc dobrego humoru.
- Nie wiem. Może po prostu nie lubią przychodzić do kościołów? - odparł wesoło. - A ty, Marceline? Nie masz przyjaciół? - zadał to samo pytanie. Białowłosa zapowietrzyła się lekko.
- Kiedyś mnie odwiedzali, ale teraz już nie. Z resztą i tak ich nie lubiłam. Szybko umierali. - mruknęła wstając. - Ale wiesz, ja mogę być twoją nową przyjaciółką! Będę cię odwiedzać, i przyniosę ci kulkę śnieżną mojej mamy! Chcesz? Jest bardzo ładna. A w środku jest domek, z choinką. Kiedyś się nawet świeciła, ale teraz trzeba wymienić baterię. - mówiła szybko podekscytowana możliwością zdobycia nowego kolegi.

< Alter? Chcesz kulkę śnieżną? >

wtorek, 7 kwietnia 2015

od Altera - CD Marceline

Alter zamrugał, co musiało wyglądać dość makabrycznie, biorąc pod uwagę fakt, że nie miał oczu. Na jego przeraźliwie bladą twarz wpłynął szeroki, dziecięcy uśmiech. Duch przyklasnął energicznie.
- Wiem, co czujesz, kleines Mädchen - zaświergotał pełnym radości głosem, biorąc dziewczynkę za rękę, delikatnie, jakby bał się, że może wyrządzić jej krzywdę, i prowadząc ją powoli szeroką główną nawą kościoła w stronę bogato zdobionego, choć zakurzonego już ołtarza. - Mnie też ktokolwiek rzadko zaszczyca swoją obecnością. Mam co prawda jedną... jak to się mówi w tym waszym-naszym śmiesznym języku? Przyjaciółkę? Tak, mam przyjaciółkę, jest medium i chyba mnie lubi, bo czasem do mnie zagląda. Czuję się wtedy mniej samotny. Samotność to dziwne uczucie, nie sądzisz, kleines Mädchen?
Stanęli przed ołtarzem. Wysoki, spływający złotem niemal jak te z okresu baroku, wznosił się nad nimi niczym pionowa fala przypływu. Alter uśmiechnął się, przesuwając wzrokiem pustych oczodołów po widniejących na nim malunkach, płaskorzeźbach i figurach. Uwielbiał swój ołtarz tak samo, jak uwielbiał swój kościół. Od zawsze kochał piękne budynki, piękne obrazy, piękno w każdej możliwej postaci. Zachwycał się architekturą jeszcze gdy był małym chłopcem, robił to samo, gdy dorósł, a nawet, gdy umarł. Podziwu, jaki żywił dla architektów i autorów cudownych budowli - takich jak ta, w której zamieszkiwał i o którą dbał bardziej niż matka o własne dziecko - nie zdołała wykorzenić z niego nawet śmierć.
Po prawej stronie, ukryte za ołtarzem, widniały drzwi. Proste, wykonane z gładkiego, ciemnego drewna, o klamce wygładzonej tysiącami dotknięć ludzkich dłoni. gdy stało się przed ołtarzem, były prawie niewidoczne - dostrzegało się je dopiero wtedy, gdy podeszło się nieco bliżej. To właśnie do nich Alter podprowadził teraz swą nową małą znajomą. Otworzył je przed nią i gestem zachęcił, by weszła do środka.
Pomieszczenia w zamyśle przeznaczone dla księży Alterowi służyły za swego rodzaju składzik. Duch miał słabość do różnych przedmiotów i kolekcjonował wszystko, co wpadło mu w ręce, nawet jeśli był to zupełnie bezwartościowy śmieć. Bo nawet bezwartościowe śmieci w jego oczach miały ogromne znaczenie. Nie ważne, że ktoś je wyrzucił, pozbył się ich, bo ich nie potrzebował, znudziły mu się lub zwyczajnie zaczęły zawadzać - jeśli Alterowi się spodobały, zatrzymywał je. W swojej małej kolekcji miał wiele różnych przedmiotów z różnych epok i różnych części świata. Były w niej książki oprawione w skóry, płyty winylowe, stare samochodowe odświeżacze powietrza, figurki z Chin, maski z Afryki, puszki po napojach, kapsle, nakrętki, korki, szklane butelki, kartony, zwój folii bąbelkowej, wyszczerbione talerze i kubki, powyginane sztućce, zakurzone świeczniki, na wpół zeżarte przez mole ubrania i wiele, wiele więcej rzeczy, które przeciętny człowiek uznałby za nic niewarte śmieci. Dla ducha były to jednak skarby, których nie oddałby nikomu.
Zatoczył ręką szeroki łuk, posyłając Marceline szeroki, dumny uśmiech.
- Tutaj możemy się pobawić.


<Tylko nic nie zniszcz plz. D: >

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Od Saszy - CD. Arlo

Albinos odchylił się lekko do tyłu, patrząc na Arlo smutnym wzrokiem.
- Nie...nie musisz. Wierzę na słowo. - wymamrotał zakłopotany.
- Zobacz. - usłyszał w odpowiedzi. Czarnowłosy podciągnął czarną koszulkę do góry odsłaniając zapadnięty, blady brzuch i wystające żebra.
- Ta. Widzę. - Alba odwrócił wzrok jeszcze bardziej zmieszany, po czym wstał podchodząc do drzwi. Gość ożywił się natychmiast, opuszczając ubranie.
- Gdzie idziesz? Oprowadź mnie po szpitalu. Teraz. - zażądał. Już po chwili szli pustymi, obskurnymi korytarzami, rozmawiając. Właściwie to Arlo mówił, a Sasza tylko słuchał.
- Ja ci powiedziałem jak to było ze mną, więc oczekuję tego samego. Dlaczego się zaćpałeś? Czemu nie wychodzisz do ludzi? - atakował go coraz nowszymi pytaniami.
- Nie zmuszałem cię do mówienia. - rzucił mu niechętne spojrzenie. Czarnowłosy zmarszczył brwi zirytowany.
- Mów. Masz mi powiedzieć! - warknął władczo. Alba prychnął zakładając ręce.
- To nic ciekawego. Miałem kilka problemów, zmartwień, a narkotyki pozwalały zapomnieć. To tyle.-fuknął. Przez chwilę wędrowali w milczeniu.
- Co tam jest? Chcę zobaczyć. - Arlo skierował się do sporej wielkości drzwi.
- To tylko kuchnia. - wzruszył ramionami Sasza wchodząc do środka. Usiadł na białym blacie, biorąc do rąk stary kubek. Zobojętniałym wzrokiem obserwował jak nowy znajomy zagląda do szuflad. Pomieszczenie było zimne, wręcz odpychające. Pełne starych sztućców, garów i talerzy, nadżartych zębem czasu. Po każdym słowie, od ścian odbijało się słabe echo, przedrzeźniające swojego rozmówce. Sasza nigdy nie lubił tego miejsca. Szczególnie tego, że powtarzało po nim wyrazy.
- Jesteś strasznie nie towarzyski. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak gburowatego ducha. To się chyba, nawet leczy. - powiedział z wyrzutem Arlo, stając przed gospodarzem.
- Przeboleję. - mruknął tylko w odpowiedzi, obracając kubek w dłoniach. Czarnowłosy zacmokał z pogardą.
- Nudziarz. Wiesz, nawet nie wiedziałem, że ktoś tu straszy. Przyszedłem z ciekawości, bo chciałem zobaczyć opuszczony szpital.
- Jak widzisz jest tu całkiem zwyczajnie. - wzruszył ramionami wyższy. Czuł że nowo poznany chłopak go prowokuje.
- Nie całkiem. Nadal zastanawiam się gdzie ukryłeś prochy, ćpunie. - zaśmiał się szyderczo. Białowłosy uniósł lekko kąciki ust, w imitacji uśmiechu.
- Nie znajdziesz. - prychnął. Czarnowłosy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie muszę. Sam mi powiesz, zobaczysz. - zaświergotał. - Nie bądź taki pewien siebie...Saszka. - zarechotał. Białowłosy chłopak drgnął podirytowany.
- Nie mów tak do mnie. - warknął na niższego. Ten jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jak? Saszka? Właśnie, że będę. Saszka. - drwił sobie. Białowłosy pochylił głowę, próbując zdusić zbędne emocje. Zacisnął mocno dłonie na kubku, jakby miało to w czymś pomóc.
"Hej, Saszka! Co słychać? " głos Jury zadźwięczał mu w głowie. Ścisnął mocniej dłonie. W pewnym momencie kubek pękł. Szkło brzęknęło cicho, rozsypując się po kuchni raniąc białe ręce. Z przybranego ciała wypłynęła czerwona krew.
- Powiedziałem, żebyś mnie tak nie nazywał! - wycedził białowłosy, aż drżąc w przypływie gniewu. Podniósł wściekłe spojrzenie na zaintrygowanego gościa. Po chwili jednak pokręcił głową, odganiając od siebie chwilę słabości. Zeskoczył z blatu wypuszczając z rąk odłamki szkła.
- Po prostu tego nie rób. - powiedział już nieco spokojniej, odwracając się tyłem do czarnowłosego.

<Arlo ? > 

Zaczarowani