Sasza zamarł w bezruchu, szczerze zaskoczony zachowaniem znajomego. Znał go przecież tylko jeden dzień, więc czemu tak bardzo liczył się z jego zdaniem? Czarnowłosy ukrył twarz w jego bluzie, jednocześnie kurczowo zaciskając na niej palce. Dopiero drżący szept Arlo wyrwał go z odrętwienia. Bez najmniejszego wahania objął czarnowłosego, jakby chcąc odgrodzić od niego wszystko to czego się boi. Coen poruszył się lekko, po czym wtulił się w albinosa.
- Nie bój się Arlo... Nie zostawię cię. - wyszeptał uspokajająco gładząc krucze kosmyki. Niższy duch przesunął głowę patrząc na bladą twarz znajomego.
- Dlaczego ty to robisz? - zapytał cicho, prawie nie usłyszalnie. Sasza zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
- Bo...chyba rozumiem co czujesz. Po za tym naprawdę cię polubiłem i nie chcę żeby było ci smutno. - odparł. Pogrążyli się w milczeniu, jalkby trawiąc wypowiedziane przed chwilą słowa. W tym czasie Sasza zrzucił z nóg swoje znoszone tenisówki pozwalając im opaść na ziemię.
- Chodźmy już spać. - powiedział łagodnie do Arlo, jednocześnie przerywając ciszę. Puścił go, umożliwiając tym samym zejście ze swoich kolan. Czarnowłosy ułożył się wygodnie plecami do ściany po czym spojrzał wyczekująco na Saszę. Alba już po chwili znajdował się obok niego. Okryli się cienką kołdrą. Zanim albinos zdołał się wygodnie ulokować w twardym łóżku, Arlo wtulił się w niego. Wyższy chłopak odetchnął przytulając go do siebie. Białą dłonią delikatnie bawił się jego włosami.
- Naprawdę mnie lubisz? - usłyszał głos znajomego.
- Naprawdę. - zapewnił go. Sam nie wiedział czemu tak się stało. Arlo nie wydawał mu się zły, a nawet wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie tylko zagubionego i nie pewnego. Co z tego, że nie widać było tego na pierwszy rzut oka. Kiedy właził mu na kolana, albo myszkował po szpitalu, Sasza nawet nie myślał o tym żeby go wypędzić, a wraz z upływem czasu coraz bardziej lubił jego towarzystwo.
- Dziwak z ciebie, Saszka. - mruknął tamten przymykając oczy.
- Chyba masz rację. - oparł albinos mimowolnie unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu. Nie miał pojęcia, czemu ale czuł się szczęśliwy. Tak naprawdę szczęśliwy. Wspomnienia nie przygniatały go i nie dręczyły jak wcześniej, a obecność Coena przynosiła ulgę od wiecznej samotności.
< Arlo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz