Arlo wzruszył ramionami na pytanie nowego znajomego, robiąc minę niewiniątka.
- Nic takiego - uśmiechnął się przebiegle, przysuwając do wyższego ducha. Stali teraz blisko siebie. Bardzo blisko. Normalnej osobie taka bliskość powinna przeszkadzać, ale Sasza - ku wyraźnemu zadowoleniu czarnowłosego - nie odsunął się ani nie uciekł. Po prostu stał w miejscu, patrząc na niego pytająco, z pewną dozą niepewności, jakby nie do końca wiedział, czego może spodziewać się po drugim chłopaku.
Arlo przesunął wzrokiem po twarzy białowłosego. Zmarszczył brwi, kiedy jego wzrok padł na blade usta znajomego. Dotarło do niego, że Sasza ani razu się jeszcze nie uśmiechnął, a nawet jeśli, to on sam tego nie widział. Nie podobało mu się to.
- Hej, panie ponury - mruknął, dźgając wyższego ducha w policzek wskazującym palcem. - Zaczynam naprawdę myśleć, że masz jakąś dziwną chorobę. Nie potrafisz się uśmiechnąć?
- Po co miałbym się uśmiechać? - teraz to Albatroze wzruszył ramionami. Czarnowłosy zazgrzytał zębami, nagle wyprowadzony z równowagi.
- Bo ja tak chcę - warknął, popychając znajomego w pierś. Albinos zatoczył się do tyłu, zaskoczony niespodziewanym atakiem ze strony niższego chłopaka, i gdyby nie ściana, najpewniej padłby jak długi na zimną, mokrą posadzę łazienki. Rzucił Coenowi wściekłe spojrzenie.
- Nie obchodzi mnie, czego chcesz - prychnął i ruszył do przodu, próbując wyminąć Arlo i wydostać się z kabiny. Czarnowłosy jednak potrafił reagować nadzwyczaj szybko - zanim Sasza zdążył zorientować się, co się dzieje, niższy duch złapał go za nadgarstek i znów pchnął na ścianę z taką siłą, że albinos zsunął się po niej na ziemię.
Arlo stanął nad nim z dzikim wzrokiem, zaciskając pięści. Wyglądał jak rozjuszone zwierzę gotowe do ataku.
- Nie obchodzi cię?! - wrzasnął. Skóra nad krzyżem zapiekła go boleśnie i wśród deszczu kropel lecącym z prysznica zadrgał ciemny, podobny do macki kształt. - Przestań pieprzyć, do cholery! Myślisz że przejmuję się twoim zdaniem?!
Ciemny kształt ze świstem przeciął powietrze i zacisnął się boleśnie na nadgarstku białowłosego. Chłopak krzyknął, raczej z zaskoczenia niż bólu, i prawdopodobnie właśnie ten krzyk przywrócił Coenowi zdolność logicznego myślenia. Macka puściła rękę albinosa, wycofała się, wsiąkła z powrotem w skórę czarnowłosego, a on sam zachwiał się niebezpiecznie i opadł na kolana na zimne, mokre kafelki. Przez chwilę po prostu wpatrywał się tępo w czerwony ślad szybko znikający z bladego nadgarstka znajomego. Potem zawył głośno niczym zranione zwierzę i wepchnął się w objęcia Saszy, jak dziecko szukające pocieszenia.
Ku swemu zdziwieniu, nie został odepchnięty. Albinos pozwolił mu wtulić twarz w swoją pierś i otoczył ramionami, cierpliwie czekając, aż Arlo się uspokoi. Niższemu chłopakowi dłuższą chwilę zajęło dojście do siebie, ale w końcu przerażenie i wyrzuty sumienia zelżały na tyle, że mógł spojrzeć drugiemu w oczy. Zaczęła mu się nawet podobać obecna sytuacja, nawet mimo faktu, że siedzieli na brudnej podłodze, a na głowy lała im się strumieniem lodowata woda.
- Saszka, kim jest Jura? - spytał nagle, przerywając ciszę. Nie podniósł jednak głowy, tylko mocniej objął Saszę, jakby bał się, że ten zaraz ucieknie, bo jest za bardzo wścibski. Ale przecież nie chciał być. - Znalazłem w którymś pokoju teczkę z twoim imieniem. To przez niego się zaćpałeś?
<Sumimasen że dziś tylko to, ale chemia czeka.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz