poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Od Saszy - CD. Arlo

Albinos odchylił się lekko do tyłu, patrząc na Arlo smutnym wzrokiem.
- Nie...nie musisz. Wierzę na słowo. - wymamrotał zakłopotany.
- Zobacz. - usłyszał w odpowiedzi. Czarnowłosy podciągnął czarną koszulkę do góry odsłaniając zapadnięty, blady brzuch i wystające żebra.
- Ta. Widzę. - Alba odwrócił wzrok jeszcze bardziej zmieszany, po czym wstał podchodząc do drzwi. Gość ożywił się natychmiast, opuszczając ubranie.
- Gdzie idziesz? Oprowadź mnie po szpitalu. Teraz. - zażądał. Już po chwili szli pustymi, obskurnymi korytarzami, rozmawiając. Właściwie to Arlo mówił, a Sasza tylko słuchał.
- Ja ci powiedziałem jak to było ze mną, więc oczekuję tego samego. Dlaczego się zaćpałeś? Czemu nie wychodzisz do ludzi? - atakował go coraz nowszymi pytaniami.
- Nie zmuszałem cię do mówienia. - rzucił mu niechętne spojrzenie. Czarnowłosy zmarszczył brwi zirytowany.
- Mów. Masz mi powiedzieć! - warknął władczo. Alba prychnął zakładając ręce.
- To nic ciekawego. Miałem kilka problemów, zmartwień, a narkotyki pozwalały zapomnieć. To tyle.-fuknął. Przez chwilę wędrowali w milczeniu.
- Co tam jest? Chcę zobaczyć. - Arlo skierował się do sporej wielkości drzwi.
- To tylko kuchnia. - wzruszył ramionami Sasza wchodząc do środka. Usiadł na białym blacie, biorąc do rąk stary kubek. Zobojętniałym wzrokiem obserwował jak nowy znajomy zagląda do szuflad. Pomieszczenie było zimne, wręcz odpychające. Pełne starych sztućców, garów i talerzy, nadżartych zębem czasu. Po każdym słowie, od ścian odbijało się słabe echo, przedrzeźniające swojego rozmówce. Sasza nigdy nie lubił tego miejsca. Szczególnie tego, że powtarzało po nim wyrazy.
- Jesteś strasznie nie towarzyski. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak gburowatego ducha. To się chyba, nawet leczy. - powiedział z wyrzutem Arlo, stając przed gospodarzem.
- Przeboleję. - mruknął tylko w odpowiedzi, obracając kubek w dłoniach. Czarnowłosy zacmokał z pogardą.
- Nudziarz. Wiesz, nawet nie wiedziałem, że ktoś tu straszy. Przyszedłem z ciekawości, bo chciałem zobaczyć opuszczony szpital.
- Jak widzisz jest tu całkiem zwyczajnie. - wzruszył ramionami wyższy. Czuł że nowo poznany chłopak go prowokuje.
- Nie całkiem. Nadal zastanawiam się gdzie ukryłeś prochy, ćpunie. - zaśmiał się szyderczo. Białowłosy uniósł lekko kąciki ust, w imitacji uśmiechu.
- Nie znajdziesz. - prychnął. Czarnowłosy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie muszę. Sam mi powiesz, zobaczysz. - zaświergotał. - Nie bądź taki pewien siebie...Saszka. - zarechotał. Białowłosy chłopak drgnął podirytowany.
- Nie mów tak do mnie. - warknął na niższego. Ten jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jak? Saszka? Właśnie, że będę. Saszka. - drwił sobie. Białowłosy pochylił głowę, próbując zdusić zbędne emocje. Zacisnął mocno dłonie na kubku, jakby miało to w czymś pomóc.
"Hej, Saszka! Co słychać? " głos Jury zadźwięczał mu w głowie. Ścisnął mocniej dłonie. W pewnym momencie kubek pękł. Szkło brzęknęło cicho, rozsypując się po kuchni raniąc białe ręce. Z przybranego ciała wypłynęła czerwona krew.
- Powiedziałem, żebyś mnie tak nie nazywał! - wycedził białowłosy, aż drżąc w przypływie gniewu. Podniósł wściekłe spojrzenie na zaintrygowanego gościa. Po chwili jednak pokręcił głową, odganiając od siebie chwilę słabości. Zeskoczył z blatu wypuszczając z rąk odłamki szkła.
- Po prostu tego nie rób. - powiedział już nieco spokojniej, odwracając się tyłem do czarnowłosego.

<Arlo ? > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaczarowani