Alter zamrugał, co musiało wyglądać dość makabrycznie, biorąc pod uwagę fakt, że nie miał oczu. Na jego przeraźliwie bladą twarz wpłynął szeroki, dziecięcy uśmiech. Duch przyklasnął energicznie.
- Wiem, co czujesz, kleines Mädchen - zaświergotał pełnym radości głosem, biorąc dziewczynkę za rękę, delikatnie, jakby bał się, że może wyrządzić jej krzywdę, i prowadząc ją powoli szeroką główną nawą kościoła w stronę bogato zdobionego, choć zakurzonego już ołtarza. - Mnie też ktokolwiek rzadko zaszczyca swoją obecnością. Mam co prawda jedną... jak to się mówi w tym waszym-naszym śmiesznym języku? Przyjaciółkę? Tak, mam przyjaciółkę, jest medium i chyba mnie lubi, bo czasem do mnie zagląda. Czuję się wtedy mniej samotny. Samotność to dziwne uczucie, nie sądzisz, kleines Mädchen?
Stanęli przed ołtarzem. Wysoki, spływający złotem niemal jak te z okresu baroku, wznosił się nad nimi niczym pionowa fala przypływu. Alter uśmiechnął się, przesuwając wzrokiem pustych oczodołów po widniejących na nim malunkach, płaskorzeźbach i figurach. Uwielbiał swój ołtarz tak samo, jak uwielbiał swój kościół. Od zawsze kochał piękne budynki, piękne obrazy, piękno w każdej możliwej postaci. Zachwycał się architekturą jeszcze gdy był małym chłopcem, robił to samo, gdy dorósł, a nawet, gdy umarł. Podziwu, jaki żywił dla architektów i autorów cudownych budowli - takich jak ta, w której zamieszkiwał i o którą dbał bardziej niż matka o własne dziecko - nie zdołała wykorzenić z niego nawet śmierć.
Po prawej stronie, ukryte za ołtarzem, widniały drzwi. Proste, wykonane z gładkiego, ciemnego drewna, o klamce wygładzonej tysiącami dotknięć ludzkich dłoni. gdy stało się przed ołtarzem, były prawie niewidoczne - dostrzegało się je dopiero wtedy, gdy podeszło się nieco bliżej. To właśnie do nich Alter podprowadził teraz swą nową małą znajomą. Otworzył je przed nią i gestem zachęcił, by weszła do środka.
Pomieszczenia w zamyśle przeznaczone dla księży Alterowi służyły za swego rodzaju składzik. Duch miał słabość do różnych przedmiotów i kolekcjonował wszystko, co wpadło mu w ręce, nawet jeśli był to zupełnie bezwartościowy śmieć. Bo nawet bezwartościowe śmieci w jego oczach miały ogromne znaczenie. Nie ważne, że ktoś je wyrzucił, pozbył się ich, bo ich nie potrzebował, znudziły mu się lub zwyczajnie zaczęły zawadzać - jeśli Alterowi się spodobały, zatrzymywał je. W swojej małej kolekcji miał wiele różnych przedmiotów z różnych epok i różnych części świata. Były w niej książki oprawione w skóry, płyty winylowe, stare samochodowe odświeżacze powietrza, figurki z Chin, maski z Afryki, puszki po napojach, kapsle, nakrętki, korki, szklane butelki, kartony, zwój folii bąbelkowej, wyszczerbione talerze i kubki, powyginane sztućce, zakurzone świeczniki, na wpół zeżarte przez mole ubrania i wiele, wiele więcej rzeczy, które przeciętny człowiek uznałby za nic niewarte śmieci. Dla ducha były to jednak skarby, których nie oddałby nikomu.
Zatoczył ręką szeroki łuk, posyłając Marceline szeroki, dumny uśmiech.
- Tutaj możemy się pobawić.
<Tylko nic nie zniszcz plz. D: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz