Arlo przez chwilę po prostu patrzył na plecy nowego znajomego, a jego mina wyraźnie świadczyła, że nie wie konkretnie, co tu się dokładnie wyrabia, ale zaczyna mu się to wszystko coraz bardziej podobać. Zdecydowanie aż za bardzo podobać.
- Jesteś jakiś psychiczny czy co? - zaśmiał się szczekliwie, kucając i przyglądając się z uwagą połamanemu kubkowi, którego resztki leżały na brudnej podłodze. Na części z nich - nawet całkiem sporej części - widniały szkarłatne plamy krwi Saszy. Arlo zawsze lubił widok krwi. Jej głęboka czerwień wydawała mu się hipnotyzująca, dziwiła go i fascynowała w pewien dziwny, niewyjaśniony nawet dla niego samego sposób. Nie umiał tego wytłumaczyć - po prostu widząc krew, nie umiał reagować inaczej, niż cichym zachwytem.
Albinos nie odpowiedział, choć Coen był pewien, że rzuca mu złowrogie spojrzenie. Ba, prawie je poczuł! Ale zamiast odwrócić się znów twarzą do nowego znajomego, najpierw jak gdyby nigdy nic dźgnął bladym palcem żałosną kupkę tego, co jeszcze chwilę temu było kubkiem. Z czego robi się kubki? Arlo nie miał pojęcia, i szybko wyrzucił z umysłu tę uporczywą myśl, podsuwaną mu - jak wiele, wiele innych - przez uporczywy głosik gdzieś z tyłu głowy. Głosik był nieco piskliwy, ale uparty i nieznoszący sprzeciwu - lubił podporządkowywać sobie myśli i uczucia czarnowłosego. Kiedy chłopak jeszcze żył i mówił o nim lekarzom, ci zgodnie twierdzili, że jest chory psychicznie. Przecież całkowicie zdrowi ludzie nie słyszą nieistniejących głosów w swojej własnej głowie...
Prawda?
- Hej, w sumie to nie powiedziałeś mi jeszcze wszystkiego, co chcę wiedzieć - rzucił Arlo, dopiero teraz wstając i z szerokim uśmiechem na przeraźliwie bladej twarzy zbliżając się do albinosa. - Szpitale są duże, a ja nie widziałem wszystkiego. Oprowadzisz mnie - dodał, popychając białowłosego w stronę wyjścia ze stołówki.
Szybko dostali się na klatkę schodową i wspięli się po starych, odrapanych już stopniach na następne piętro. Arlo jednak przystanął na samym początku kolejnego upiornego, opustoszałego korytarza. Wciągnął powietrze w płuca i wypuścił je dopiero po chwili z głośnym świstem. Atmosfera na tym piętrze była dziwnie gęsta, chłodna, o wiele bardziej przerażająca niż na pozostałych, jakby... znajoma.
Chłopak wzdrygnął się, czując zimny powiew wiatru. Wydało mu się, że słyszy chrapliwy oddech śmierci, i przez ułamek sekundy zaczął panikować, zaraz jednak udało mu się przekonać samego siebie, że to tylko jego wybujała wyobraźnia, a podmuch wziął się z jednego z wybitych okien.
- Saszka...
- Mówiłem ci żebyś mnie tak nie nazywał - warknął wyższy duch, ruszając przed siebie. Arlo jednak złapał go za rękę, ściskając ją mocno.
- Saszka... czy tu był kiedyś oddział psychiatryczny? - jęknął, tocząc wokół przerażonym spojrzeniem. - Saszka, proszę, chodźmy stąd. Nie chcę tu być. Chodźmy stąd.
<W sumie nie dowiedziałam się gdzie są te prysznice, no ale ok. XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz