Białowłosy pochylił się na porozsypywanymi dokumentami. Stuknął od niechcenia w jedną z kartek. Była to karta jednego ze starych pacjentów. Młoda dziewczyna, zmarła na białaczkę. Westchnął, po czym zrzucił papiery z biurka. Pokryły lekko zakurzoną podłogę, o którą od dawna nikt nie zadbał. Chłopak wstał i przeszedł przez pokój z kamiennym wyrazem twarzy.
No dalej. Wiesz przecież gdzie leżą... Niepokojąca myśl przemknęła mu przez głowę. Otworzył starą szufladę i spojrzał na pojemniczek z białym proszkiem. Musnął jego wieczko, zamyślony. Spuścił wzrok, przerażony własną słabością i zanim zdążył zrobić coś głupiego, wyszedł z pomieszczenia.
Przesunął różowym spojrzeniem po paskudnym korytarzu po czym powoli ruszył do sali, w której zmarł. Była to jedyna sala utrzymana w względnym porządku. Usiadł na starym szpitalnym łóżku. Nie miał pojęcia co chce dziś robić. Zdecydowanie, nie wyjdzie do ludzi, a cały ten budek znał na pamięć. Wtulił się w poduszkę i zamknął znużone oczy. Tak, przespanie tego dnia to najlepsze możliwe rozwiązanie. Odetchnął cicho, powracając do ostatnich chwil jego życia. Jego myśli pomknęły do rodziny, a zaraz potem do Jury. Szybko jednak odtrącił swoje rozważania. Zacisnął białe dłonie na pościeli, zaciskając mocniej oczy. W ten sposób na pewno nie zaśnie. Przetoczył się na drugi bok, twarzą do obskurnej ściany. Sen jednak nie chciał go odwiedzić. Zrezygnowany usiadł, przecierając różowe oczy. Objął swoje nogi ramionami, opierając głowę na kolanach. Wyglądał trochę jak opuszczone dziecko, zapomniane przez rodziców i przez resztę ludzi. Cóż, po części tak było. Wielokrotnie zastanawiał się czy ktoś z bliskich przyszedł na jego grób, jednak kiedy zaglądał tam od święta, widział tylko zapuszczony nagrobek, co raczej nie świadczyło dobrze o ich pamięci. Spróbował odepchnąć od siebie niechciane myśli, jednak te złośliwie wracały z powrotem. W pewnym momencie zaczęło być mu to obojętne. Przecież był sam, mógł pozwolić sobie na chwilę załamania. Nie cieszył się jednak tym długo. Poczuł lekkie uczucie niepokoju. Natychmiast poderwał głowę, podejrzliwie mrużąc oczy.
Wydawało mi się... Przemknęło mu przez myśl, lecz za chwilę nieprzyjemne wrażenie tylko się zwiększyło. Wstał, nie wiedząc co dokładnie ma o tym sądzić. Dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę z kąt pochodzą jego wrażenia. Na terenie szpitala najwyraźniej znajdował się inny duch. Zadrżał nie mile zaskoczony i ruszył do drzwi wejściowych szpitala. Stanął obok recepcji tak by pozostać nie zauważonym. Do budynku wszedł, a raczej wpadł czarnowłosy, blady chłopak. Był niższy od Saszy, ale aż biło od niego pewnością siebie. Albinos cofnął się krok do tyłu, mierząc intruza krytycznym spojrzeniem. Prędzej czy później i tak doszło by do spotkania, więc Alba nie zamierzał chować się po kątach.
- Wynoś się stąd.- zawołał, podpierając ścianę. Nieznajomy wyszczerzył zęby w pogardliwym uśmiechu, który przyprawił Saszę o mdłości.
- Bo co mi zrobisz?- prychnął ze wzgardą. Już w samym tonie jego głosu, czaiło się coś przerażającego.
- To mój szpital. - nie ustępował białowłosy.
- Ach, tak? Pokaż mi gdzie tak napisali. - syknął poirytowany. Roze poczuł się przyparty do muru. Stanął na przeciw intruza.
- Idź sobie. Chcę być sam. - powiedział. Jego głos był pozbawiony uczuć, brzmiał wręcz jak maszyna.
- Nie będziesz mi rozkazywać. - warknął niższy podchodząc do drugiego ducha. - Jak się nazywasz?- dodał tym samym podłym tonem.
- Sasza. - rzucił od niechcenia. Sam nie wiedział czemu odpowiada zupełnie obcej osobie. Chłopak zaśmiał się nie przyjemnie.
- Jak baba. Masz imię jak jakaś baba. - drwił patrząc wyzywająco w różowe oczy albinosa. Mimo tej docinki, wyższy duch pozostał niewzruszony.
- Jak uważasz. Nie obchodzi mnie co sądzisz o moim imieniu. Po prostu stąd wyjdź. - mruknął chłodno.
< Arlo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz