sobota, 28 marca 2015

od Evangeliny

Ciemność. To coś, co otaczało mnie przez niemal pięćset lat. Poczynając od momentu mojej śmierci. Do końca swojego życia, naturalnie tego pozagrobowego… będę pamiętała uśmiechniętą twarz Marcusa, kiedy obdzierał mnie ze skóry i gwałcił. Również ten moment, kiedy już związana leżałam na brzegu jeziora a z oczu spływały mi łzy. Prawdopodobnie dlatego mam teraz popękaną skórę na twarzy, doskonale odzwierciedla tor łez które wtedy wylewałam. Pamiętam także moje siostry, które przyglądały się temu z zaciekawieniem gdy Marcus włożył na moją głowę wianek z kwiatków, a następnie wrzucił mnie w ciemną otchłań wody. Pamiętam to wszystko jak dziś, być może duchy nie są w stanie zapomnieć swojej śmierci. Przez tak długi okres czasu, jestem w stanie opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Moje krzyki, które nikt nie był w stanie usłyszeć, wianek spadający z mojej głowy i wynurzający się na powierzchnię. Oraz to palące uczucie w płucach, kiedy dostała się do nich woda. Nie cierpiałam długo, a jednak zdawało się to trwać wieczność. Rozdrażniona na myśl o tych wspomnieniach, strąciłam mały, kolorowy wazon. Niesamowite, jak szybko można coś zniszczyć, trwale i nieodwracalnie. Dworek po tylu wiekach, wyglądał tak jakby miał się zaraz rozwalić. Jednak wyglądał tak już trzysta lat temu, to tylko złudzenie. Zastanawiam się, czy kiedy już przyjdzie czas na ten dom, ja również zniknę. Przecież jeśli zniknie miejsce, do którego mam żal… powinnam poczuć się spełniona i odejść? To wszystko byłoby mi jeszcze obojętne jakiś czas temu. Jednak ludzie się zmienili, niegdyś wszyscy byli bardziej przesądni i szerokim łukiem omijali to miejsce. Dzisiaj, na wieść o paranormalnych zjawiskach tylko ich to przyciągało. Raz czy dwa spowodowałam nawet czyjąś śmierć, jednak to ich nie odpędzało. Codziennie kogoś tutaj widywałam, to już powoli stawało się nudne. A jednak było jedyną rozrywką w tym miejscu. Spojrzałam kątem oka na moich dzisiejszych gości. Dziewczyna, niska brunetka przyciskała swoją pierś do ramienia wysokiego, przystojnego szatyna. Przysiadłam sobie na poręczy schodów, znajdujących się na drugim piętrze. Stąd miałam na nich doskonały widok. 
- A ja sądzę, że tu jednak niczego nie ma – chłopak westchnął przystając na szczycie schodów, miałam go teraz na wyciągnięcie ręki.
Dziewczyna przytaknęła, jednak nie wyglądała jakby na przekonaną. Tego nienawidziłam jeszcze bardziej, niż wstępowania na moją posesję. Kiedy mówiono, że nie istnieję. Skądś się przecież te cholerne legendy musiały wziąć, nieprawdaż? Z początku byłam znana bardziej z śpiewania piosenek, aniżeli z mordowania. A dlaczego by im się nie ‘’ukazać’’? Takim ignorantom lepiej będzie zaśpiewać piosenkę, bliższej ich epoce. Kilka z nich istotnie znałam, zdarzało mi się przesłuchiwać innym ludziom w ciszy i spokoju. Zeskoczyłam z poręczy i dotknęłam chłodną dłonią karku dziewczyny. Z przerażeniem odwróciła się do tyłu, omal nie spadając ze schodów. 

The Angel Gabriel from heaven came
His wings as drifted snow, his eyes as flame
"All hail" said he thou Holy Maiden Mary
(to holy mary)
Most highly favoured lady Gloria
(Most highly favoured lady Gloria)

Zdążyłam jedynie zaśpiewać pierwszą zwrotkę, kiedy dziewczyna zaczęła wydzierać się przerażona. Aż tak źle śpiewałam? Zwykle inni wsłuchiwali się jak śpiewam i wrzeszczeli, dopiero kiedy kończę. Poczułam się urażona. Chłopak złapał ją za ramiona po czym energicznie zaczął nią potrząsać, on sam ledwo się trzymał. Zawsze szybko wpływałam na psychikę ludzi ale ci byli… wyjątkowo słabi. Kiedy dziewczyna wybuchła płaczem, prędko znalazłam się między nimi, zamieniając się w ludzką formę. A że nigdy nie potrafiłam tego opanować do perfekcji, byłam w połowie kościotrupem. Tylko patrzeniem w moją twarz można to było ścierpieć, ale ostatecznie. Wszędzie wyglądałam jak wrak, jakbym miała się zaraz rozpaść. Kościstą dłonią dotknęłam policzka dziewczyny, po czym otarłam jej łzę z psychicznym uśmieszkiem. Szatyn krzyknął po czym zatoczył się do tyłu i zaczął spadać ze schodów. Przeleciał całe drugie piętro i zatrzymał się dopiero na pierwszym, gdy uderzył plecami o ścianę. Szybko pozbierał się na równe nogi, pokonał ostatnie schodki po czym wybiegł z dworku zostawiając dziewczynę. 
- Nathaniel! – dziewczyna krzyknęła tak głośno, że normalnie zabolałaby mnie głowa, jednak w tym stanie było to niemożliwe. No chyba, że byłaby jakimś medium z dziwną bronią… ale to była zwykła dziewczyna. 
Spojrzałam na nią z przymrużonymi oczyma, po czym rozpłynęłam się w szaro-brązową mgłę. Dziewczyna myśląc, że zniknęłam na dobre również zaczęła zbiegać po schodach. Dopiero na parterze, tuż przy samych drzwiach siłą umysłu przygwoździłam ją do ściany z taką siłą, że połamało jej aż żebra. Krzyknęła, po czym nadal przyciśnięta do ściany, zaczęła zsuwać się w dół. Kiedy już upadła na ziemię, z jej ust zaczęła się wylewać krew którą już po chwili się krztusiła. Znowu zmaterializowałam się przed nią, z udawanym smutkiem palcem podnosząc jej brodę. Z moich pleców niewiadomym dla mnie sposobem, wyrosły mi widmowe skrzydła. Którymi zaczęłam machać tak mocno, że cały kurz który zgromadził się tutaj przez tyle wieków, zaczął się unosić. 
- Zostaniesz ze mną? – wyszeptałam cichutko – Jestem taka samotna… przyda mi się towarzystwo…
- Nie… Nie! – jej oczy znowu zrobiły się szkliste – Nie! Nie! Nie! NIE!!!

Odchylając głowę do tyłu, przyglądałam się staremu pianinie, który samodzielnie wygrywał jakąś prostą melodię. Po kilku minutach, kiedy już mi się to znudziło, uniosłam rękę do góry i granie natychmiast ustało. Spojrzałam na kości, leżące w rogu pokoju. Od roku, nie mam już żadnych gości. Ostatnimi była ta dziewczyna i chłopak, co prawda kochany szatyn uciekł jednak moja przepiękna znajoma, leżała teraz tuż przede mną. Po kilku godzinach przetrzymywania zmarła, prawdopodobnie było to spowodowane przez krwotok wewnętrzny. Nie spodziewałam się, że ludzie po dopiero trzecim morderstwie zrezygnują. Może faktycznie nieco przesadziłam… a od miesiąca to już mi się nudziło niesamowicie. Wtedy to też postanowiłam przegonić ducha tej dziewczyny, to miejsce jest za małe na obecność aż dwóch duchów. Nie było łatwo ją pokonać, co może zrobić taki słabiutki duch przeciwko takiemu bytu jak ja? Przez prawie pięćset lat nauczyłam się wielu sztuczek, w przeciwieństwie do takiego małe utrapienia, który to ledwo przez ściany przechodził. Chociaż w sumie przepędziłam ją tylko dlatego, że przyzwyczaiła się do śmierci. Wolałam na nią patrzeć, kiedy cierpiała… potem to wszystko straciło już sens. Usiadłam obok kości, głośno wzdychając. Miałam już się kompletnie ‘’wyłączyć’’ kiedy usłyszałam ciche skrzypienie drzwi. Ktoś tu przyszedł? Ogromnie zdziwiona wstałam, bezszelestnie zbliżając się do głównego korytarza. Nikogo nie było, ale drzwi były otwarte… wiatr? Nagle wyczułam czyjąś obecność, śmierdzi duchem. Więc albo był to duch, który nie był świadomy mojej obecności, albo szukał zaczepki albo w najgorszym przypadku Medium… Tego ostatniego, to szczególnie bym sobie nie życzyła. Po tylu latach spędzonych tutaj.. nie, wiekach. Nie mam ochoty się stąd wynosić. Skrzyżowałam ramiona na piersiach, po czym przybrałam materialną postać.
- Wiem, że tutaj jesteś. Wyłaź zanim stracę cierpliwość – burknęłam 


<Ktoś? Kto chce się "zaprzyjaźnić"?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaczarowani