Białowłosa otworzyła karmazynowe oczęta, po czym przetoczyła się po starym, skrzypiącym łóżku. Obrzuciła znudzonym spojrzeniem obskurny pokój. Z poniszczonych ścian zwisały pocięte tapety, a przez rozbite okno wpadał chłodny wiatr. Przeciągnęła się leniwie i przeszła przez ponure pomieszczenie. Westchnęła cicho, chwytając Bonnie'go. Zapowiadał się kolejny dzień, a ona musiała znaleźć sposób na wiecznie towarzyszącą jej nudę. Wybiegła na ciemny korytarz i zjechała po poręczy na parter. Już po chwili szła, dziarskim krokiem po zapuszczonym chodniku. Obrzuciła ulicę pogardliwym spojrzeniem. Nie mieszkało tu zbyt wiele ludzi, przez co fatygowała się, każdego dnia do bardziej zaludnionych miejsc. Chwilę potem stanęła w centrum Silent Hill. Tak...teleportacja jest cholernie przydatna. Przemknęło jej przez głowę. Na bladą twarz dziewczynki wpłynął złośliwy uśmieszek. Zewsząd otaczali ją przechodnie, jednak żaden z nich nie widział ducha dziecka. Przymknęła oczy, przyjmując postać materialną. Szykowała się dobra zabawa.
Najpierw odwiedziła niewielki targ. Lubiła to miejsce. Pełno tu było, dźwięków i zapachów, a Marceline właśnie takie kochała otoczenie. Już po chwili, kopnęła z całych sił łubiankę pewnej staruszki. Truskawki, które chciała sprzedać rozsypały się po szarym bruku. Marcy zaśmiała się paskudnie, patrząc na zszokowaną twarz kobieciny. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Och, Gravenówna kochała być w centrum uwagi. To właśnie dlatego tak często przyjmowała ludzkie ciało. Czyjeś dłonie zacisnęły się na bladym ramieniu dziecka. Podniosła karmazynowe spojrzenie na odważnego.
- Jak ty się zachowujesz?! Gdzie są twoi rodzice?!- głos mężczyzny uniósł się w powietrze, świdrując w uszach zebranych gapiów. Białowłosa wyszczerzyła zęby w bezczelnym uśmieszku.
- Nie twoja sprawa, dziadzie. - szczeknęła patrząc facetowi w oczy. Wykrzywił się gniewnie, po czym podniósł jedną rękę. Nie zdołał jednak uderzyć Marceline. Bez żadnego wysiłku zatrzymała dłoń agresora.
- Jak...- wydukał spoglądając na unieruchomiony nadgarstek. Przechyliła głowę rozbawiona.
- Tak mi przykro... Jesteś dla mnie za słaby. - zaświergotała, po czym z całej siły wykręciła rękę mężczyzny. W powietrzu rozległ się nieprzyjemny chrzęst łamanych kości i wrzask bólu faceta. Dziewczynka zaśmiała się głośno.
- Daruję ci życie. Jesteś zbyt nudny, aby cię zabijać. - chichotała po czym odeszła. Świadkowie zdarzenia rozstąpili się w jednej chwili przed dzieckiem.
- Mądra decyzja. Takie śmiecie jak wy, powinny schodzić lepszym z drogi. - rzuciła przez ramię, opuszczając targ. Podniosła ukochanego pluszaka na wysokość swojej twarzy.
- I jak wypadłam? Jesteś ze mnie dumny Bonnie?- szepnęła, patrząc w czarne guziczki. Gdy oddaliła się od miejsca zdarzenia, zaczęła szukać kolejnych atrakcji. Prawie natychmiast jej uwagę przykuł duży kościół. Westchnęła zachwycona. Przy wielkiej budowli nie kręcili się żadni ludzie, a to mogło znaczyć tylko jedno. W środku na pewno straszył jakiś duch. Ruszyła do wielkich drzwi rozradowana. Tak dawno nie widziała żadnych swoich pobratymców! Wślizgnęła się do środka, cichutko. Nigdzie jednak nie było oznak "nawiedzenia". Przechyliła głowę, zirytowana. Szybko jednak zapomniała o rozczarowaniu. Znajdowała się przecież w pięknym, bogatym miejscu. Ze ścian spoglądały na nią wizerunki świętych. Ruszyła zauroczona, aby dotknąć i obejrzeć każdą rzecz. Zaczęła śpiewać. Jej matka często ją nuciła. Dziewczynka bez trudu nauczyła się tekstu i melodii. Wskoczyła na ołtarz, całkowicie ignorując wszystkie zasady. Poderwała głowę patrząc na żyrandol. Idealnie nadawał się na huśtawkę! Wiedziała, że z łatwością na niego wejdzie. Wystarczyło użyć telekinezy i podnieść samą siebie. Stanęła na samym końcu marmurowej płyty.
- Halo? Jest tu ktoś? - powietrze rozciął męski głos. Drgnęła zaskoczona, i z piskiem spadła na ziemię. Upadek był naprawdę ciężki, lecz jedyne co poczuła dziewczynka to tylko lekkie obicie. Podniosła się, a jej wzrok odnalazł drugiego ducha. Karmazynowe oczęta zamrugały mile zaskoczone. Dzisiejszy dzień był dla niej bardzo przyjemny.
- Witam! - zawołała, ucieszona. Okrążyła zdziwionego gospodarza. - Jak fajnie spotkać innego ducha! Umarłeś tu? Jesteś księdzem? - zasypywała go kolejnymi pytaniami. Trzymała się jednak w pewnym odstępie od nowego znajomego. Mimo pozornej nie uwagi, pozostała czujna. Nie chciała przecież, zostać zaatakowana.
< Alter? >
Nah, nie wiem czemu ale nie działa mi hiperłącze w opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńŁapcie link do piosenki Marceliny, jakby wam też się nie chciał pokazać .-.
https://www.youtube.com/watch?v=CtMO4-8RLnk