piątek, 24 kwietnia 2015

Od Saszy - CD Arlo

Białowłosy spojrzał na Arlo w zamyśleniu.
- Możesz. - odparł tylko. Coen wtulił się w niego, jakby chcąc się ogrzać. Siedzieli w ciszy, nie mącąc jej zbędnymi słowami. Sasza przechylił głowę wyglądając przez okno. Niebo różowiło się powoli, zwiastując nadejście wieczora. Szare, ociężałe chmury z wolna sunęły po nieboskłonie, jakby grożąc ulewą. Drzewa szumiały cichą kołysankę bujane delikatnie wiatrem. Po nie równym chodniku, od dawna nikt nie chodził. Na horyzoncie majaczyły sylwetki bloków mieszkalnych, w których ludzie wiedli swoje spokojne, poukładane życie. Alba przymrużył lekko oczy, jakby w zamyśleniu. Co by się z nim działo, gdyby żył? Czym by się zajmował? Takie myśli nachodziły go co jakiś czas, męcząc umysł i pustosząc poukładany schemat funkcjonowania. Nie umiał stwierdzić czy podoba mu się obecny stan. Był pewien tylko jednego. Był zmęczony. Zmęczony ciągłym trwaniem, w ciszy, nie tknięty przez czas. Chciał odejść, jednak co wielu mogłoby się wydawać głupie - bał się. Co się stanie po odesłaniu? Gdzie trafi? Potrząsnął lekko głową odrzucając od siebie natrętne myśli i wyobrażenia. Poczuł jak czarnowłosy poruszył się, patrząc na niego pytająco. Sasza nie odezwał się, nie miał po co. Powoli i ostrożnie dotknął rozczochranych włosów niższego ducha. Gdy nie wyczuł w nim zmiany, zaczął bawić się porozrzucanymi kosmykami. Zawijał je na blade palce, rozplątywał te, które splątały się ze sobą po czym pozwalał im opaść z powrotem na swoje miejsce.
- Na serio jesteś dziwny. - usłyszał cichy pomruk Arlo. Poczuł jak czarnowłosy duch po raz kolejny dźga jego policzek palcem. Nie przeszkadzało mu to. Właściwie obecność kogoś innego, była dla niego miłą odmianą od zwyczajnego siedzenia samemu. Nie, albinosowi na ogół nie przeszkadzała samotność. Czasem tylko czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku gdy uświadamiał sobie że nikt go nie pamięta, nie zna, i nie lubi. Miewał też dni, w których mógłby rozmawiać nawet z rzeczami.
- Tak, wiem. Już mi to mówiłeś. - odparł spokojnie, czując jak Coen wzrusza lekko ramionami.
- Gdzie schowałeś narkotyki? - spytał nagle.
- Nie powiem ci. - powiedział niewzruszony Sasza. Przez twarz czarnowłosego przemknął cień, jednak chłopak nie wpadł w złość.
- Powiesz, zobaczysz. - zaśmiał się tylko, jakby mówił najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Albinos skwitował to tylko cichym prychnięciem i wzruszeniem ramion, jednak nawet to nie podważyło przekonania ducha. Alba założył jeden z czarnych kosmyków za ucho znajomego. Zrobił to zaskakująco delikatnie, mimo iż jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

< Arlo? >

czwartek, 23 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo nie do końca wiedział, co powinien sądzić o zachowaniu swego nowego znajomego. Był niemal całkowicie, niemal w stu procentach pewien, że na miejscu Saszy już dawno wyrzuciłby kogoś takiego jak on sam na zbity pysk, nie przejmując się, czy niedoszły gość był miły czy denerwujący, natrętny czy cichy, mokry czy suchy. W ogóle by go to nie obchodziło, byle by tylko pozbyć się niechcianego osobnika ze swojego terytorium. W końcu jego terytorium było, jak sama nazwa wskazuje, jego. Nikt nie miał prawa wchodzić na nie bez zapowiedzi czy wyraźnego pozwolenia. Najlepiej takiego napisanego na papierze i podpisanego krwią właściciela terenu.
Ale przecież Arlo mógł wchodzić wszędzie bez pozwolenia. W końcu on to on, a inni to inni. On i inni to dwie zupełnie inne kategorie, więc i przywileje mają zupełnie odmienne.
Więc ostatecznie nie doszedł do żadnego wniosku - wciąż nie wiedział, jak ma traktować zmienne zachowanie i równie zmienne zdanie - przynajmniej w jego mniemaniu zmienne, bo przecież wszystko jest zmienne - drugiego ducha. Ostatecznie postanowił po prostu to zignorować; jak większość rzeczy, które napotkał w życiu, a które były mu w jakikolwiek sposób nie na rękę.
Siedział w ciszy, pozwalając albinosowi wycierać sobie głowę.
- Jesteś śmieszny - mruknął w pewnym momencie, kiedy samo wpatrywanie się w skupioną twarz siedzącego obok znajomego przestało dostarczać mu na tyle rozrywki, by się nie nudził.
- Już to mówiłeś - odparł Sasza, cały czas tarmosząc włosy Coena ręcznikiem, próbując pozbyć się z nich jak największej ilości wody. Arlo uśmiechnął się spod potarganej czarnej czupryny.
- Wiem - złapał znajomego za nadgarstki, wyciągnął mu ręcznik z rąk i rzucił go na podłogę. Jego włosy wyglądały jakby padły ofiarą wyjątkowo agresywnej trąby powietrznej, ale chłopak zdawał się tego nie zauważać. Znów wdrapał się Saszy na kolana, objął go i schował twarz w naturalnym wgłębieniu między barkiem a szyją drugiego ducha. Wilgotne białe kosmyki załaskotały go w policzek.
- Ale naprawdę jesteś śmieszny - mruknął znów, zamykając oczy. Zacisnął palce na materiale bluzy, którą pożyczył mu Alba. Rękawy były zdecydowanie za długie, a cała bluza wisiała na nim jak worek po ziemniakach na strachu na wróble, ale jeśli Arlo miał być szczery, to właściwie niespecjalnie mu to przeszkadzało. - Lubię cię. Mogę tak posiedzieć, prawda? Jesteś ciepły.


<Ta zabójcza długośććććććććć.>

środa, 22 kwietnia 2015

Od Saszy - CD Arlo

Białowłosy przechylił głowę w bok patrząc na wtulonego w niego chłopaka. Czarnowłosy mocniej objął Saszę.
- Jura...był moim przyjacielem. - powiedział powoli ostrożnie dobierając słowa. Arlo drgnął lekko.
- Był? On nie żyje? - spytał nadal nie podnosząc głowy.
- Nie...chyba nie. Po prostu zostawił mnie na lodzie. Odwrócił się kiedy najbardziej go potrzebowałem. To wszystko. - odparł cicho.
- I to dlatego się zaćpałeś? - pytał dalej.
- Między innymi. Miałem problemy rodzinne, w szkole też nie było najlepiej...narkotyki pozwalały zapomnieć. Wtedy nie myślałem co się może stać. Po prostu wziąłem wszystko naraz, i tyle. - odpowiedział. Wyciągnął jedną rękę w stronę kurka po czym zakręcił zimną wodę, którą cali już ociekali. Z pewnym wahaniem podniósł głowę znajomego.
- Nie rozmawiajmy o tym, dobrze? - w głosie Alby słychać było zmęczenie, jakby wspomnienia postarzyły go o kilka lat. Pochylił swoją głowę tak, że ich czoła zetknęły się. - To już przeszłość. - dodał znów się cofając. Siedzieli przez chwilę ciszy mierząc się spojrzeniami. W końcu Alba otrząsnął się z zamyślenia.
- Chodźmy stąd. Cały przemokłeś. - powiedział dotykając mokrych włosów i ubrań znajomego. Ten niechętnie wstał, pozwalając Saszy na to samo. - Dam ci moje zapasowe ubrania. - zaoferował prowadząc Arlo do swojego pokoju.
Pomieszczenie w którym spał albinos było czyste i jasne, tak jakby nikt go nie opuścił. Alba schylił się i spod jednego z łóżek wyciągnął starą walizkę. Wyciągnął z niej czyste i suche ubrania po czym podał je czarnowłosemu.
- Mogą być trochę za duże. - mruknął wyciągając też ciuchy dla siebie. Przeszedł przez pokój po czym otworzył drugie, prawie nie zauważalne drzwi.
- Co tam jest...? - spytał czarnowłosy siadając na jednym z dwóch łóżek.
- Łazienka. - rzucił tylko albinos po czym wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi. Szybkim ruchem przekręcił zamek, zanim nowy znajomy zdążył wpaść na jakiś głupi pomysł. Zrzucił z siebie mokre ubrania, a założył te suche.
Kiedy wszedł do pokoju, Arlo był już przebrany. Bluza Saszy była na niego zdecydowanie za duża, a spodnie o jakieś kilka centymetrów za krótkie.
- Powieszę je gdzieś żeby wyschły. - powiedział Alba po czym wziął mokre ubrania swojego gościa. Położył je na i tak zimnym kaloryferze, który idealnie nadawał się na suszarkę do ubrań. Zerknął przez ramię na obserwującego go chłopaka. Zanim tamten zdążył się odezwać, Sasza wyciągnął z jednej z szafek czysty ręcznik. Przysiadł się do niższego ducha i zanim tamten zdążył coś powiedzieć, zarzucił mu ręcznik na głowę. Przesunął nim po czarnych włosach z których skapywała woda. Bez słowa zaczął wycierać głowę chłopaka.

< Arlo ? >

wtorek, 21 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo wzruszył ramionami na pytanie nowego znajomego, robiąc minę niewiniątka.
- Nic takiego - uśmiechnął się przebiegle, przysuwając do wyższego ducha. Stali teraz blisko siebie. Bardzo blisko. Normalnej osobie taka bliskość powinna przeszkadzać, ale Sasza - ku wyraźnemu zadowoleniu czarnowłosego - nie odsunął się ani nie uciekł. Po prostu stał w miejscu, patrząc na niego pytająco, z pewną dozą niepewności, jakby nie do końca wiedział, czego może spodziewać się po drugim chłopaku.
Arlo przesunął wzrokiem po twarzy białowłosego. Zmarszczył brwi, kiedy jego wzrok padł na blade usta znajomego. Dotarło do niego, że Sasza ani razu się jeszcze nie uśmiechnął, a nawet jeśli, to on sam tego nie widział. Nie podobało mu się to.
- Hej, panie ponury - mruknął, dźgając wyższego ducha w policzek wskazującym palcem. - Zaczynam naprawdę myśleć, że masz jakąś dziwną chorobę. Nie potrafisz się uśmiechnąć?
- Po co miałbym się uśmiechać? - teraz to Albatroze wzruszył ramionami. Czarnowłosy zazgrzytał zębami, nagle wyprowadzony z równowagi.
- Bo ja tak chcę - warknął, popychając znajomego w pierś. Albinos zatoczył się do tyłu, zaskoczony niespodziewanym atakiem ze strony niższego chłopaka, i gdyby nie ściana, najpewniej padłby jak długi na zimną, mokrą posadzę łazienki. Rzucił Coenowi wściekłe spojrzenie.
- Nie obchodzi mnie, czego chcesz - prychnął i ruszył do przodu, próbując wyminąć Arlo i wydostać się z kabiny. Czarnowłosy jednak potrafił reagować nadzwyczaj szybko - zanim Sasza zdążył zorientować się, co się dzieje, niższy duch złapał go za nadgarstek i znów pchnął na ścianę z taką siłą, że albinos zsunął się po niej na ziemię.
Arlo stanął nad nim z dzikim wzrokiem, zaciskając pięści. Wyglądał jak rozjuszone zwierzę gotowe do ataku.
- Nie obchodzi cię?! - wrzasnął. Skóra nad krzyżem zapiekła go boleśnie i wśród deszczu kropel lecącym z prysznica zadrgał ciemny, podobny do macki kształt. - Przestań pieprzyć, do cholery! Myślisz że przejmuję się twoim zdaniem?!
Ciemny kształt ze świstem przeciął powietrze i zacisnął się boleśnie na nadgarstku białowłosego. Chłopak krzyknął, raczej z zaskoczenia niż bólu, i prawdopodobnie właśnie ten krzyk przywrócił Coenowi zdolność logicznego myślenia. Macka puściła rękę albinosa, wycofała się, wsiąkła z powrotem w skórę czarnowłosego, a on sam zachwiał się niebezpiecznie i opadł na kolana na zimne, mokre kafelki. Przez chwilę po prostu wpatrywał się tępo w czerwony ślad szybko znikający z bladego nadgarstka znajomego. Potem zawył głośno niczym zranione zwierzę i wepchnął się w objęcia Saszy, jak dziecko szukające pocieszenia.
Ku swemu zdziwieniu, nie został odepchnięty. Albinos pozwolił mu wtulić twarz w swoją pierś i otoczył ramionami, cierpliwie czekając, aż Arlo się uspokoi. Niższemu chłopakowi dłuższą chwilę zajęło dojście do siebie, ale w końcu przerażenie i wyrzuty sumienia zelżały na tyle, że mógł spojrzeć drugiemu w oczy. Zaczęła mu się nawet podobać obecna sytuacja, nawet mimo faktu, że siedzieli na brudnej podłodze, a na głowy lała im się strumieniem lodowata woda.
- Saszka, kim jest Jura? - spytał nagle, przerywając ciszę. Nie podniósł jednak głowy, tylko mocniej objął Saszę, jakby bał się, że ten zaraz ucieknie, bo jest za bardzo wścibski. Ale przecież nie chciał być. - Znalazłem w którymś pokoju teczkę z twoim imieniem. To przez niego się zaćpałeś?


<Sumimasen że dziś tylko to, ale chemia czeka.>

sobota, 18 kwietnia 2015

Od Saszy - Cd. Arlo

Białowłosy przez chwilę siedział w bezruchu, potem jednak delikatnie odsunął się do przodu. Nie, Sasza nie miał zamiaru uciekać. Chciał tylko zrobić znajomemu więcej miejsca. Arlo rozsiadł się za nim wygodniej, nadal jednak ściskając go nogami. Zaplótł kolejny drobny warkoczyk na śnieżnych włosach Alby.
- Nie uprzykrzasz życia. Nie przeszkadza mi twoja obecność. - powiedział wyższy duch po chwili spędzonej w ciszy.
- To dziwne, bo sprawiasz wrażenie, że wolisz być sam. - mruknął czarnowłosy nadal bawiąc się włosami znajomego.
- Na ogół tak, ale to czasami staje się nudne. - powiedział niechętnie Sasza. Siedzieli przez chwile w milczeniu. Nagle Arlo zaczął się wiercić, po czym przepchnął się obok albinosa, wstając.
- Chodźmy jeszcze pozwiedzać. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Alba podniósł się z siedzenia i związał rozpuszczone włosy na powrót w krótki kucyk. Już po chwili szli jednym z korytarzy zatrzymując się przy pomieszczeniach które chciał obejrzeć Arlo.
- A co tam jest? - zainteresował się dotykając białych, chłodnych drzwi.
- Łazienka. - wzruszył ramionami wyższy duch, patrząc jak jego znajomy wchodzi do pomieszczenia. Łazienka była wyłożona białymi kafelkami od których biło przyjemnym zimnem.
- Prysznice!- ucieszył się czarnowłosy, tak jakby znalazł nie natryski z wodą, a garnek złota. Alba oparł się w drzwiach drugiej części pomieszczenia patrząc na poodgradzane boksy-kabiny, w których kiedyś myli się pacjenci szpitala. Arlo w tym czasie wszedł pod jeden z natrysków bawiąc się kurkiem.
- Działają...? - spytał z dziecięcą nadzieją.
- Tak. Tylko że nie ma w nich ciepłej wody. - odparł Sasza. W pewnym momencie niższemu duchowi udało się przekręcić kurek i na jego głowę zaczęła lać się lodowata ciecz. Alba zdusił w sobie śmiech widząc nie zadowoloną minę mokrego znajomego.
- Przecież mówiłem. że...- nie zdążył dokończyć, bo został wciągnięty pod zimną wodę. Wzdrygnął się, odgarniając zmoczone kosmyki włosów z twarzy. - Co ty wyprawiasz? - spytał drugiego ducha bez cienia gniewu w głosie.

< Arlo, masz swoje pryszniceeeeeeeee >

sobota, 11 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo słuchał historii swego nowego znajomego w całkowitej ciszy. Nie odzywał się ani słowem, co zdarzało mu się nadzwyczaj rzadko jeśli miał kogokolwiek, do kogo mógł mówić. Opowieść jednak okazała się stosunkowo krótka i - ku jego niezadowoleniu - nawet dość nudna. Nie było w niej nic zaskakującego... ale może to tylko jego umysł nie potrafił przejść się czymś, co wielu innych z pewnością nieźle by przeraziło?
- Nudne - mruknął, podchodząc jeszcze bliżej siedzącego wciąż na starym, podniszczonym już mocno fotelu albinosa i znów bez pytania sadowiąc mu się na kolanach. Arlo lubił być blisko innych. Kontakt fizyczny wcale mu nie przeszkadzał, tylko trochę denerwowało go, że dotykanie kogoś, stykanie się z nim skórą nie jest już tym samym, co kiedyś. To nie było to samo uczucie, którego doświadczał za życia. Czuł, ale nie dawało to wrażenia, że czuje naprawdę.
- Powiesz mi coś o sobie? - spytał ni stąd ni zowąd po chwili ciszy. Sasza podniósł na niego wzrok czerwono-różowych oczu, ale czarnowłosy nie zdołał wyczytać nic z jego spojrzenia. Zacisnął pięści, zdenerwowany faktem, że jego nowy znajomy nie pozwala mu odczytać jego prawdziwych emocji. Zupełnie jakby celowo je ukrywał.
- Nie - padła odpowiedź. Arlo przez chwilę wpatrywał się ze złością w twarz białowłosego ducha. Potem na jego usta wpłynął uśmieszek. Chłopak wzruszył ramionami.
- Jak chcesz - rzucił, przesuwając się w bok i wpychając na siedzenie fotela, tak, że siedział teraz między zbierającym kurz oparciem a Saszą. Biodrami przylegał do dolnej części pleców drugiego ducha, nogami oplótł go w pasie niczym małe dziecko, nie pozwalając mu wstać i uciec. Było mu trochę niewygodnie, miał ograniczoną swobodę ruchów, ale dzielnie ignorował ciasnotę.
- Jesteś śmieszny - powtórzył po raz któryś tego dnia. - Naprawdę. I dziwny. Jeszcze nigdy nie spotkałem takiego dziwnego ducha jak ty.
- Ach tak? - mruknął w odpowiedzi Alba. Najwyraźniej średnio interesowała go opinia Coena na jego temat.
- Aha - potaknął Arlo, odchylając się na oparcie fotela. - Dziwne, że jeszcze mnie stąd nie wyrzuciłeś. Przecież tylko uprzykrzam ci życie.
Albinos nie odpowiedział. Arlo za to zainteresował się jego śnieżnobiałymi włosami. Ściągnął gumkę, którą były związane w krótki kucyk, i zaczął zaplatać je w cienkie warkoczyki.


<Prysznice, Naleśniczeq, przyszniceeeeeeeeeeeee.>
Następnym razem będzie gif z kotkiem w wannie.

Od Saszy - CD. Arlo

Białowłosy zamrugał zaskoczony zachowaniem gościa.
- Co...? - przechylił głowę zbity z tropu. Arlo w odpowiedzi ścisnął mocniej białą dłoń ducha.-Ta...był tu kiedyś taki oddział...tylko że go zamknęli. To było nawet jeszcze przed moją śmiercią...zdarzył się pewien incydent. - objaśnił.
- Zabierz mnie stąd. Proszę, chodźmy gdzieś indziej. - wymamrotał tylko chłopak. Sasza zagryzł wargę zamyślony. Ostrożnie otoczył czarnowłosego ramieniem, jakby odgradzając go od ponurego korytarza. Ruszyli w drogę powrotną. Alba zaprowadził gościa do niewielkiej świetlicy, w której kiedyś bawiły się dzieci. Sala była znacznie bardziej przyjazna niż inne miejsca w szpitalu. Nawet jeśli tynk ze ścian zaczął się już kruszyć, a wszystkie zabawki gdzieś znikły, to i tak sprawiała dobre wrażenie. Wyższy chłopak posadził znajomego na parapecie, tak że ich twarze były na jednej wysokości. Mimo iż znaleźli się już spory kawałek od starego oddziału , Arlo nadal był oszołomiony.
- Wszystko w porządku...? - ostrożnie spytał Sasza. Z pewnym wahaniem dotknął bladej twarzy chłopaka. Przesunął białymi palcami po chłodnym policzku, po czym odgarnął zmierzwione czarne włosy z jego twarzy.
- Tak. - odparł już znacznie pewniej, odtrącając dłoń albinosa. Dopiero teraz Sasza zrozumiał co zrobił. Cofnął się gwałtownie chowając za siebie ręce.
- To dobrze. - odwrócił się bokiem od rozmówcy. - Nie będziemy tam wracać. Też nie lubię tego oddziału. - dodał przechodząc przez salę. Stanął przy starej szafce na której stał mały telewizor z wybitym ekranem. Zastukał bezmyślnie w resztki obudowy, jakby chcąc go włączyć, jednak zaraz potem odszedł.
- Wspominałeś o jakimś incydencie. Co to było? - zainteresował się chłopak. Sasza usiadł w obdrapanym fotelu w kącie pomieszczenia. Był jednym z nielicznych mebli, które zachowały się w miarę dobrze. Zmarły chłopak często tu przychodził. Czasami przynosił ze sobą karty pacjentów do poczytania, albo po prostu siedział w ciszy nie zajmując się niczym konkretnym.
- A...tak. Usłyszałem o tym od jednej z pielęgniarek. - zaczął. Arlo zeskoczył z parapetu przysuwając się do nowego znajomego. Przypominał trochę dziecko, które zaraz miało usłyszeć ciekawą bajkę. - Właściwie z tym oddziałem od początku była dziwna sprawa. Co chwila była jakaś nie chciana sytuacja. Lekarze nie pilnowali dokładnie pacjentów, i co jakiś czas chorzy przechodzili na inne piętra robiąc niezłe zamieszanie. No, ale nikomu nic się nigdy nie stało, więc uciszali tylko takie akcje. Tylko, że jakieś trzy miesiące przed tym jak zmarłem znaleziono dwie martwe pacjentki. Obie z zakładu psychiatrycznego. - pochylił się lekko do przodu ściszając głos. Czarnowłosy przysunął się jeszcze bliżej czekając na dalsze słowa białowłosego. - Wezwano policję, było przesłuchanie, awantura na cały szpital. I wiesz co się okazało? Pacjentki zabił jeden z psychiatrów. Koleś miał problemy ze sobą, z tego co pamiętam brał jakieś leki, których nie powinien. Jedną z nich udusił kablem, a drugą uderzył w głowę tępym narzędziem. Poszedł siedzieć, a odział zamknięto. - dokończył Sasza.

< Arlo ? >

piątek, 10 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo przez chwilę po prostu patrzył na plecy nowego znajomego, a jego mina wyraźnie świadczyła, że nie wie konkretnie, co tu się dokładnie wyrabia, ale zaczyna mu się to wszystko coraz bardziej podobać. Zdecydowanie aż za bardzo podobać.
- Jesteś jakiś psychiczny czy co? - zaśmiał się szczekliwie, kucając i przyglądając się z uwagą połamanemu kubkowi, którego resztki leżały na brudnej podłodze. Na części z nich - nawet całkiem sporej części - widniały szkarłatne plamy krwi Saszy. Arlo zawsze lubił widok krwi. Jej głęboka czerwień wydawała mu się hipnotyzująca, dziwiła go i fascynowała w pewien dziwny, niewyjaśniony nawet dla niego samego sposób. Nie umiał tego wytłumaczyć - po prostu widząc krew, nie umiał reagować inaczej, niż cichym zachwytem.
Albinos nie odpowiedział, choć Coen był pewien, że rzuca mu złowrogie spojrzenie. Ba, prawie je poczuł! Ale zamiast odwrócić się znów twarzą do nowego znajomego, najpierw jak gdyby nigdy nic dźgnął bladym palcem żałosną kupkę tego, co jeszcze chwilę temu było kubkiem. Z czego robi się kubki? Arlo nie miał pojęcia, i szybko wyrzucił z umysłu tę uporczywą myśl, podsuwaną mu - jak wiele, wiele innych - przez uporczywy głosik gdzieś z tyłu głowy. Głosik był nieco piskliwy, ale uparty i nieznoszący sprzeciwu - lubił podporządkowywać sobie myśli i uczucia czarnowłosego. Kiedy chłopak jeszcze żył i mówił o nim lekarzom, ci zgodnie twierdzili, że jest chory psychicznie. Przecież całkowicie zdrowi ludzie nie słyszą nieistniejących głosów w swojej własnej głowie...
Prawda?
- Hej, w sumie to nie powiedziałeś mi jeszcze wszystkiego, co chcę wiedzieć - rzucił Arlo, dopiero teraz wstając i z szerokim uśmiechem na przeraźliwie bladej twarzy zbliżając się do albinosa. - Szpitale są duże, a ja nie widziałem wszystkiego. Oprowadzisz mnie - dodał, popychając białowłosego w stronę wyjścia ze stołówki.
Szybko dostali się na klatkę schodową i wspięli się po starych, odrapanych już stopniach na następne piętro. Arlo jednak przystanął na samym początku kolejnego upiornego, opustoszałego korytarza. Wciągnął powietrze w płuca i wypuścił je dopiero po chwili z głośnym świstem. Atmosfera na tym piętrze była dziwnie gęsta, chłodna, o wiele bardziej przerażająca niż na pozostałych, jakby... znajoma.
Chłopak wzdrygnął się, czując zimny powiew wiatru. Wydało mu się, że słyszy chrapliwy oddech śmierci, i przez ułamek sekundy zaczął panikować, zaraz jednak udało mu się przekonać samego siebie, że to tylko jego wybujała wyobraźnia, a podmuch wziął się z jednego z wybitych okien.
- Saszka...
- Mówiłem ci żebyś mnie tak nie nazywał - warknął wyższy duch, ruszając przed siebie. Arlo jednak złapał go za rękę, ściskając ją mocno.
- Saszka... czy tu był kiedyś oddział psychiatryczny? - jęknął, tocząc wokół przerażonym spojrzeniem. - Saszka, proszę, chodźmy stąd. Nie chcę tu być. Chodźmy stąd.


<W sumie nie dowiedziałam się gdzie są te prysznice, no ale ok. XD>

Od Marceline - CD Altera

Białowłosa dziewczynka rozejrzała się zachwycona po pokoju. Ze wszystkich stron otaczały ją wszelkiego rodzaju przedmioty. Od kapsli po kulki ze śniegiem łącznie. I wszystkie według niej były wspaniałe. Zrobiła kilka niepewnych kroczków w stronę półki. Ustawione na niej były pocztówki, nie które już bardzo stare, figurki, a także kilka ołowianych żołnierzyków. Były one najpewniej z różnych kompletów, gdyż część rwała się do walki, a reszta stała na baczność, najwyraźniej nie podzielając bojowego zapału kolegów. Dla Marcy takie miejsce było prawie rajem. Wypełnionym po brzegi ciekawymi przedmiotami, które co rusz przyciągały jej uwagę.
- A w co będziemy się bawić? - zapytała patrząc szeroko otwartymi z zachwytu oczkami na starszego ducha. Jego uśmiech poszerzył się nieznacznie.
- A w co byś chciała, Mädchen? - zapytał śpiewnie. Marceline zamyśliła się szukając pomysłu na zabawę. Nagle jej oczy rozbłysły wesołymi ognikami.
- Wiem! - uśmiechnęła się zadowolona. - Pobawmy się w принятие чая! - dokończyła, wtrącając rosyjskie słówko. Na twarzy gospodarza dostrzegła jednak niezrozumienie. - Znaczy się...w herbatkę.- wytłumaczyła. Wyższy duch przyklasnął ze śmiechem.
- Dobrze! Dawno się w to nie bawiłem! - ucieszył się. Mała przechyliła główkę i mocniej ścisnęła pluszowego króliczka.
- Bonnie też może się bawić, prawda? - zapytała, na co duch pokiwał głową. Już po chwili ściągał z jednej półki lalki. Ich białe twarzyczki i kolorowe ubranka były z lekka przykurzone, ale nadal zachwycały swoją urodą.
- Jak się nazywasz, Mädchen? - spytał patrząc na nią ciekawsko.
- Marceline. - odparła. - A ty? - dodała po chwili.
- Alter. - odpowiedział życzliwie, otrzepując sukienki zabawek z kurzu. Dziewczynka przycupnęła na ziemi obserwując poczynania nowego znajomego.
- Czemu jesteś sam? - zapytała nagle, nie bacząc czy jest to zgodne z zasadami dobrego wychowania.- Jesteś bardzo zabawny! Powinieneś mieć dużo znajomych. - dodała z zamyśleniem. Duch wzruszył lekko ramionami nie tracąc dobrego humoru.
- Nie wiem. Może po prostu nie lubią przychodzić do kościołów? - odparł wesoło. - A ty, Marceline? Nie masz przyjaciół? - zadał to samo pytanie. Białowłosa zapowietrzyła się lekko.
- Kiedyś mnie odwiedzali, ale teraz już nie. Z resztą i tak ich nie lubiłam. Szybko umierali. - mruknęła wstając. - Ale wiesz, ja mogę być twoją nową przyjaciółką! Będę cię odwiedzać, i przyniosę ci kulkę śnieżną mojej mamy! Chcesz? Jest bardzo ładna. A w środku jest domek, z choinką. Kiedyś się nawet świeciła, ale teraz trzeba wymienić baterię. - mówiła szybko podekscytowana możliwością zdobycia nowego kolegi.

< Alter? Chcesz kulkę śnieżną? >

wtorek, 7 kwietnia 2015

od Altera - CD Marceline

Alter zamrugał, co musiało wyglądać dość makabrycznie, biorąc pod uwagę fakt, że nie miał oczu. Na jego przeraźliwie bladą twarz wpłynął szeroki, dziecięcy uśmiech. Duch przyklasnął energicznie.
- Wiem, co czujesz, kleines Mädchen - zaświergotał pełnym radości głosem, biorąc dziewczynkę za rękę, delikatnie, jakby bał się, że może wyrządzić jej krzywdę, i prowadząc ją powoli szeroką główną nawą kościoła w stronę bogato zdobionego, choć zakurzonego już ołtarza. - Mnie też ktokolwiek rzadko zaszczyca swoją obecnością. Mam co prawda jedną... jak to się mówi w tym waszym-naszym śmiesznym języku? Przyjaciółkę? Tak, mam przyjaciółkę, jest medium i chyba mnie lubi, bo czasem do mnie zagląda. Czuję się wtedy mniej samotny. Samotność to dziwne uczucie, nie sądzisz, kleines Mädchen?
Stanęli przed ołtarzem. Wysoki, spływający złotem niemal jak te z okresu baroku, wznosił się nad nimi niczym pionowa fala przypływu. Alter uśmiechnął się, przesuwając wzrokiem pustych oczodołów po widniejących na nim malunkach, płaskorzeźbach i figurach. Uwielbiał swój ołtarz tak samo, jak uwielbiał swój kościół. Od zawsze kochał piękne budynki, piękne obrazy, piękno w każdej możliwej postaci. Zachwycał się architekturą jeszcze gdy był małym chłopcem, robił to samo, gdy dorósł, a nawet, gdy umarł. Podziwu, jaki żywił dla architektów i autorów cudownych budowli - takich jak ta, w której zamieszkiwał i o którą dbał bardziej niż matka o własne dziecko - nie zdołała wykorzenić z niego nawet śmierć.
Po prawej stronie, ukryte za ołtarzem, widniały drzwi. Proste, wykonane z gładkiego, ciemnego drewna, o klamce wygładzonej tysiącami dotknięć ludzkich dłoni. gdy stało się przed ołtarzem, były prawie niewidoczne - dostrzegało się je dopiero wtedy, gdy podeszło się nieco bliżej. To właśnie do nich Alter podprowadził teraz swą nową małą znajomą. Otworzył je przed nią i gestem zachęcił, by weszła do środka.
Pomieszczenia w zamyśle przeznaczone dla księży Alterowi służyły za swego rodzaju składzik. Duch miał słabość do różnych przedmiotów i kolekcjonował wszystko, co wpadło mu w ręce, nawet jeśli był to zupełnie bezwartościowy śmieć. Bo nawet bezwartościowe śmieci w jego oczach miały ogromne znaczenie. Nie ważne, że ktoś je wyrzucił, pozbył się ich, bo ich nie potrzebował, znudziły mu się lub zwyczajnie zaczęły zawadzać - jeśli Alterowi się spodobały, zatrzymywał je. W swojej małej kolekcji miał wiele różnych przedmiotów z różnych epok i różnych części świata. Były w niej książki oprawione w skóry, płyty winylowe, stare samochodowe odświeżacze powietrza, figurki z Chin, maski z Afryki, puszki po napojach, kapsle, nakrętki, korki, szklane butelki, kartony, zwój folii bąbelkowej, wyszczerbione talerze i kubki, powyginane sztućce, zakurzone świeczniki, na wpół zeżarte przez mole ubrania i wiele, wiele więcej rzeczy, które przeciętny człowiek uznałby za nic niewarte śmieci. Dla ducha były to jednak skarby, których nie oddałby nikomu.
Zatoczył ręką szeroki łuk, posyłając Marceline szeroki, dumny uśmiech.
- Tutaj możemy się pobawić.


<Tylko nic nie zniszcz plz. D: >

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Od Saszy - CD. Arlo

Albinos odchylił się lekko do tyłu, patrząc na Arlo smutnym wzrokiem.
- Nie...nie musisz. Wierzę na słowo. - wymamrotał zakłopotany.
- Zobacz. - usłyszał w odpowiedzi. Czarnowłosy podciągnął czarną koszulkę do góry odsłaniając zapadnięty, blady brzuch i wystające żebra.
- Ta. Widzę. - Alba odwrócił wzrok jeszcze bardziej zmieszany, po czym wstał podchodząc do drzwi. Gość ożywił się natychmiast, opuszczając ubranie.
- Gdzie idziesz? Oprowadź mnie po szpitalu. Teraz. - zażądał. Już po chwili szli pustymi, obskurnymi korytarzami, rozmawiając. Właściwie to Arlo mówił, a Sasza tylko słuchał.
- Ja ci powiedziałem jak to było ze mną, więc oczekuję tego samego. Dlaczego się zaćpałeś? Czemu nie wychodzisz do ludzi? - atakował go coraz nowszymi pytaniami.
- Nie zmuszałem cię do mówienia. - rzucił mu niechętne spojrzenie. Czarnowłosy zmarszczył brwi zirytowany.
- Mów. Masz mi powiedzieć! - warknął władczo. Alba prychnął zakładając ręce.
- To nic ciekawego. Miałem kilka problemów, zmartwień, a narkotyki pozwalały zapomnieć. To tyle.-fuknął. Przez chwilę wędrowali w milczeniu.
- Co tam jest? Chcę zobaczyć. - Arlo skierował się do sporej wielkości drzwi.
- To tylko kuchnia. - wzruszył ramionami Sasza wchodząc do środka. Usiadł na białym blacie, biorąc do rąk stary kubek. Zobojętniałym wzrokiem obserwował jak nowy znajomy zagląda do szuflad. Pomieszczenie było zimne, wręcz odpychające. Pełne starych sztućców, garów i talerzy, nadżartych zębem czasu. Po każdym słowie, od ścian odbijało się słabe echo, przedrzeźniające swojego rozmówce. Sasza nigdy nie lubił tego miejsca. Szczególnie tego, że powtarzało po nim wyrazy.
- Jesteś strasznie nie towarzyski. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak gburowatego ducha. To się chyba, nawet leczy. - powiedział z wyrzutem Arlo, stając przed gospodarzem.
- Przeboleję. - mruknął tylko w odpowiedzi, obracając kubek w dłoniach. Czarnowłosy zacmokał z pogardą.
- Nudziarz. Wiesz, nawet nie wiedziałem, że ktoś tu straszy. Przyszedłem z ciekawości, bo chciałem zobaczyć opuszczony szpital.
- Jak widzisz jest tu całkiem zwyczajnie. - wzruszył ramionami wyższy. Czuł że nowo poznany chłopak go prowokuje.
- Nie całkiem. Nadal zastanawiam się gdzie ukryłeś prochy, ćpunie. - zaśmiał się szyderczo. Białowłosy uniósł lekko kąciki ust, w imitacji uśmiechu.
- Nie znajdziesz. - prychnął. Czarnowłosy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie muszę. Sam mi powiesz, zobaczysz. - zaświergotał. - Nie bądź taki pewien siebie...Saszka. - zarechotał. Białowłosy chłopak drgnął podirytowany.
- Nie mów tak do mnie. - warknął na niższego. Ten jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jak? Saszka? Właśnie, że będę. Saszka. - drwił sobie. Białowłosy pochylił głowę, próbując zdusić zbędne emocje. Zacisnął mocno dłonie na kubku, jakby miało to w czymś pomóc.
"Hej, Saszka! Co słychać? " głos Jury zadźwięczał mu w głowie. Ścisnął mocniej dłonie. W pewnym momencie kubek pękł. Szkło brzęknęło cicho, rozsypując się po kuchni raniąc białe ręce. Z przybranego ciała wypłynęła czerwona krew.
- Powiedziałem, żebyś mnie tak nie nazywał! - wycedził białowłosy, aż drżąc w przypływie gniewu. Podniósł wściekłe spojrzenie na zaintrygowanego gościa. Po chwili jednak pokręcił głową, odganiając od siebie chwilę słabości. Zeskoczył z blatu wypuszczając z rąk odłamki szkła.
- Po prostu tego nie rób. - powiedział już nieco spokojniej, odwracając się tyłem do czarnowłosego.

<Arlo ? > 

niedziela, 5 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo w pierwszej chwili miał ochotę po prostu ofuknąć albinosa, że nie powinien wściubiać nosa w nieswoje sprawy. Złość jednak zniknęła równie szybko, co się pojawiła - na bladą twarz czarnowłosego znów wpłynął szeroki, nieco niepokojący uśmiech.
- To długa i bardzo nudna historia - zaszczebiotał radośnie, wyraźnie zadowolony, że ktoś wreszcie z własnej woli zainteresował się jego żywotem. Arlo bardzo lubił opowiadać "dramatyczną historię swojego życia" i męczył nią każdego, kto tylko się nawinął, niejednokrotnie przy tym dramatyzując i niemal robiąc z siebie męczennika. - Ale opowiem ci, skoro tak bardzo chcesz.
Sasza westchnął cicho. Najwyraźniej przeczuwał już, że historia rzeczywiście będzie długa i bardzo nudna.
- Streszczaj się, proszę - mruknął. Arlo zaśmiał się tylko szczekliwie, obejmując go ramionami i wtulając twarz we wgłębienie między jego szyją a barkiem, zupełnie tak, jakby byli wieloletnimi najlepszymi przyjaciółmi, a nie dwójką zmarłych osiemnastolatków, która wpadła na siebie po raz pierwszy - i prawdopodobnie ostatni.
- Lekarze próbowali mnie otruć - odparł jak gdyby nigdy nic, dalej chowając uśmiech w brzeg koszulki Saszy. Albinos uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Lekarze próbowali cię otruć? - powtórzył tępo, wyraźnie nie mogąc tak do końca uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Coen wzruszył tylko ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, że lekarze są źli i podli, i lubią mordować swoich pacjentów.
- Posłali mnie do psychiatryka, chociaż wszystko było ze mną w porządku - wyjaśnił. - Przecież każdemu czasem zdarza się być złym na rodziców, prawda? A to była rodzina zastępcza. Ja się tylko bawiłem tym nożem, a potem tym wazonem, sznurkiem, benzyną i zapałkami. To jakoś tak samo wyszło, że skończyli martwi. Nie moja wina. No i w tym psychiatryku lekarze próbowali mnie otruć, więc przestałem jeść. Proste.
- Czyli zagłodziłeś się, bo wydawało ci się, że lekarze próbują cię otruć - upewnił się albinos. Arlo pokiwał energicznie głową.
- Aha - potwierdził, prostując się i zeskakując nowemu znajomemu z kolan. Złapał brzeg własnej koszulki i rozciągnął ją niczym dziecko, patrząc, jak czarny materiał napina się niebezpiecznie, grożąc rozerwaniem. - Zanim się zabiłem, wszyscy mówili mi, że jeszcze trochę, i wpadłbym w anoreksję. Ale sprawdzałem w internecie zdjęcia anorektyków i wyglądam o wiele lepiej od nich. Właściwie to chyba tylko wystają mi żebra.Chcesz zobaczyć?


<Takkk, francowi się udało odpisać na swoim sramsungu.>

czwartek, 2 kwietnia 2015

Od Saszy - CD Arlo

W pierwszej chwili, Sasza chciał zepchnąć z siebie chłopaka, lecz równie szybko jak o tym pomyślał, tak z tego zrezygnował. Z początku Arlo zajął się śnieżnobiałymi włosami Alby, a potem zaatakował go masą pytań.
-  Nie umiem ci tego opisać. – mruknął. – Po za tym nie wszystkie halucynacje są fajne. – dodał. Czarnowłosy zaczął plątać ze sobą przydługie kosmyki chłopaka.
- Na przykład? – zapytał, chcąc wyciągnąć z niego informacje o czasie, kiedy jeszcze żył.
- To już zależy od tego co bierze. Najgorszy koszmar, wspomnienia…- wytłumaczył mu równie nie chętnie.
-  To głupie. Po co brać, jeśli w poszczególnych przypadkach się tak kończy? Trzeba być niezłym idiotą. A może właśnie o to chodzi…Jesteś idiotą?- spytał jak gdyby nigdy nic. Złapał jego twarz w dłonie i ponownie zaczął nią obracać. – Bardzo ponurym idiotą. Poważnie, to jakaś choroba? – mówił, rozciągając blade policzki. Sasza odsunął jego dłonie od twarzy.
- Uspokój się. – nakazał spokojnie. Arlo wydął wargi niczym naburmuszone dziecko.
- No to odpowiadaj jak do ciebie mówię! I nie będziesz mi rozkazywał!- prychnął. Albinos westchnął zniecierpliwiony, jednak nie odszczeknął nowemu znajomemu. Był pewien, że gość za jakiś czas znudzi się jego towarzystwem i sobie pójdzie. Cóż, Alba nie miał zamiaru go stąd wyrzucać. Przynajmniej nie siłą.
- Jakiej odpowiedzi się spodziewasz? Nie mam powodu do uśmiechu. Z resztą i tak nie mam komu go pokazywać. Mam się szczerzyć do ścian, czy jak? – przewrócił oczyma Sasza.
- No to wyjdź do ludzi i innych duchów geniuszu…
- Nie. Nie wyjdę. – przerwał mu. Arlo zasępił się, najwyraźniej obrażony że albinos wszedł mu w słowo. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia odchylił się ostro do tyłu. Alba w ostatniej chwili złapał go, ciągnąc w przeciwną stronę, a co za tym idzie – ratując od spotkania z podłogą. Uderzył w ścianę za nim, amortyzując przy tym drobniejszego chłopaka. Sasza zamrugał oszołomiony.
- Co ty robisz?! Chciałeś spaść?! – zawołał. Leżący na nim czarnowłosy, podniósł wzrok i wyszczerzył zęby w perfidnym uśmieszku.
- Tylko cię sprawdzałem. Właściwie to byłem pewny, że mnie upuścisz. – zarechotał. Alba powoli usiadł, nadal nie zganiając z kolan znajomego.
- Nie rób tak więcej. – burknął.
- Dlaczego? To było zabawne! Żałuj że nie widziałeś swojej miny. – chichotał.
- Faktycznie, niesamowity żart. Aż się uśmiałem. – sarknął albinos.
- W ogóle nie umiesz się bawić. Czy ty kiedykolwiek się śmiałeś? – zarzucił mu urażony. Sasza wzruszył tylko ramionami. Arlo na powrót zajął się włosami albinosa. – Głupek. – Alba usłyszał jak chłopak mruczy pod nosem. Westchnął i mimowolnie spojrzał na zapadnięty brzuch swojego gościa. Ostrożnie położył na nim białą dłoń, po czym przesunął ja lekko w górę, czując twarde żebra. Zmarszczył lekko brwi.
- Czemu jesteś taki chudy? Głodził cię ktoś? – mruknął za nim zdążył przemyśleć to, co mówi. Czarnowłosy obrzucił go lodowatym spojrzeniem pełnym złości. Sasza szybko cofnął rękę i spuścił wzrok. – Zapomnij. Nie chciałem cię urazić. – dodał pospiesznie.

< Arlo ? >

środa, 1 kwietnia 2015

od Arlo - CD Saszy

Arlo zmrużył oczy, niezadowolony z postawy drugiego ducha. Jego nastawienie bardzo przypominało mu to, którym wykazywał się on sam jeszcze za życia – coś pomiędzy „a ja wiem, ale ci nie powiem” a „nie wysilaj się, i tak nie dasz rady”. Zacisnął usta w cienką linię, uparcie wpatrując się w siedzącego jak gdyby nigdy nic na łóżku białowłosego chłopaka, a wściekłe spojrzenie jego żółtozielonych oczu mogłoby spokojnie zmiażdżyć siedzące pod meblem roztocza.
- Pokaż mi, gdzie trzymasz te prochy – zażądał zdecydowanie po chwili ciszy. W jego głosie wyraźnie pobrzmiewała władczość, niczym nieuzasadniona swoją drogą. – Masz mi natychmiast pokazać!
Sasza posłał mu pobłażliwe spojrzenie, dokładnie takie, takim rodzice niejednokrotnie obdarzają swoje dzieci.
- Sądzisz że ci powiem tylko dlatego, że tego chcesz? – kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w kpiącym uśmieszku. – Nie rozśmieszaj mnie.
Arlo zazgrzytał zębami w bezsilnej złości. Splótł ręce na piersi i tupnął nogą jak zezłoszczone dziecko, robiąc do kompletu minę naburmuszonego sześciolatka. Musiał wyglądać komicznie, ale, jeśli miał być szczery, mało go to obchodziło.
I dopiero wtedy to do niego dotarło – nawet kiedy się z niego śmiał, Sasza wyglądał na smutnego.
Nie chodziło o to, że Arlo się tym przejmował. Wręcz przeciwnie, w normalnych okolicznościach nawet nie zwróciłby uwagi na taki szkopuł, zbyt zajęty własnymi zachciankami. Ale częste obcowanie z innymi duchami nauczyło go, że jest denerwujący. Bardzo denerwujący. Większość zjaw reagowała na samą jego obecność zrezygnowanym westchnieniem i przewracaniem oczami. Większość z nich na miejscu białowłosego już dawno spróbowałaby go wyrzucić na zbity pysk ze starego szpitala. A Sasza po prostu cierpliwie znosił jego obecność, jakby czekał, aż gość się znudzi i sam sobie pójdzie.
To była dla Arlo nowość. Smutek i melancholia wypisane na twarzy drugiego ducha zaciekawiły go, i natychmiast zapomniawszy o swej bezpodstawnej złości podszedł bliżej. Sasza zdawał się nie zwracać na niego większej uwagi, wpatrzony w ścianę naprzeciwko jakby było w niej coś ciekawego. Czarnowłosy, ośmielony, usiadł na szpitalnym łóżku obok nowego znajomego i zaczął uparcie wpatrywać w jego profil. Kiedy drugi duch nie poruszył się ani nie spojrzał na niego, Arlo przysunął się trochę bliżej, uniósł dłoń i dźgnął palcem wskazującym blady policzek białowłosego.
- Śmieszny jesteś – zarechotał, widząc, jak Sasza się wzdraga, po czym wpełzł mu na kolana i zaczął bawić jego włosami. – Tylko czemu taki poważny? To głupie być poważnym przez cały czas. Nie potrafisz się uśmiechnąć? – złapał go za głowę i zaczął obracać nią, tak, by móc obejrzeć twarz znajomego ze wszystkich stron. – Masz jakiś zanik mięśni twarzy czy coś? To na pewno poważne. To dlatego się zaćpałeś? Przykre w sumie, ale wiesz, ja miałem gorzej. I nie jestem taki poważny. Hej, a może to przez te prochy nie umiesz się uśmiechnąć? Ale podobno prochy powodują fajne halucynacje, więc powinno być raczej odwrotnie. Nie wiem, nigdy nie próbowałem. Jak to jest być na haju?


<Saszka kurde, podziel się maryszką, nie bądź skąpiec. D: >

od Alexii - CD Strzałki

- Vincent White, duch, nawiedza chatę niedaleko cmentarza. Mam dużo na głowie, więc lepiej się streszczaj i powiedz mi co o nim wiecie
Pfy, a ja to niby nie mam? No jak na razie nie mam, ale wreszcie jakieś zajęcie. Poderwałam się z krzesła i oparłam ręce na blacie biurka.
- A co tak zależy ci, aby dowiedzieć się na jego temat?
- To nie powinno cię obchodzić. Przejdź do rzeczy ... - wzrokiem to on od razu mógłby zabić
- Junior ... - zaczęłam spoglądając w złote oczy chłopaka, wyglądał na młodszego ode mnie, więc bez "pana" się ujdzie - A co ci tak spieszno?
Chłopak prychnął, dając mi do zrozumienia, że mam wreszcie przejść do rzeczy. Usiadłam z powrotem na krześle i odpychając się od biurka podjechałam do okna.
- Znasz jego imię wiesz gdzie można go często spotkać. Co jeszcze chcesz o nim wiedzieć? Wiesz nie jest zbytnio gościny, bo ile razy Kaya ... ta brunetka co ją już widziałeś, poszła do niego próbując z nim się jakoś dogadać ten wywalał ją, raz nawet próbował opętać
- Yhm ... coś jeszcze? - uniósł brew do góry
- Jego wygląd cię zbytnio nie zadowoli. Zakrwawiona szata, brak ciała w niektórych miejscach, ale chyba na tobie to nie zrobi wrażenia - stwierdziłam widząc minę chłopaka - No dobra, ja ci powiedziałam trochę o nim to ty mów po co były ci te informację
- Wychodzę!
Stałam jak słup wpatrując się w postać, od tak sobie wyszła. Może to jakiś krewny tego ducha czy ktoś? Tak jak szybko przyszedł, tak szybko wyszedł. Sięgnęłam po swoją torbę i za chwilę byłam gotowa do wyjścia.
- A ty gdzie?! Dopiero przyszłaś?! - krzyknął Will zastawiając mi drogę
- Zejdź mi z drogi łajzo! - przelazłam przez niego bez jakichkolwiek dolegliwości, które powinny po chwili nastać
Jak tu wrócę będą musiała później wszystkich ratować.
- Zajmij się nim! - rzuciłam do dziewczyny, która krzyknęła coś, że czemu to ona musi z nim znów zostać
Zamknęłam za sobą drzwi. No tak, chłopak miał jakąś wrodzoną szybkość czy co? Nie miałam zamiaru iść piechotą, trochę daleko było do cmentarza, a jak pojadę busem no to wysiądę praktycznie przed cmentarzem. Ale aktualnie nic o tej porze nie jeździło, no mówi się trudno. Przerzuciłam torbę przez ramię i zaczęłam swój marsz w stronę cmentarza. No więc godzinka drogi i już byłam na miejscu, usłyszałam jakieś hałas dobiegające z chaty obok cmentarza. Całe szczęście, że wszyscy tu przywykli do jakiś krzyków, a może i źle? Przeszłam prze pustą drogę i przez zarośla i już znalazłam się przed starą chatą, która była w opłakanym stanie. Od razu rozpoznałam głos chłopaka, który u nas wcześniej był. Chwyciłam się barierki, na moje nieszczęście od razu poleciałam wraz z nią na bok lądując w zaroślach. Super, oby żadnych robali tu nie było. W czasie gdy wstawałam dostrzegłam jak od tak sobie chłopak wychodzi z domu jak gdyby nic. Siedziałam cicho, skoro mnie nie zauważył to co się będę odzywać. Gdy oddalił się od domu skierowałam się do drzwi, tym razem wskoczyłam po schodach by znów nie czekała mnie niespodzianka taka jak zapadnięcie się starych stopni. Uchyliłam drzwi. Co on zrobił temu duchowi? Od razu się pojawi, a go nie było.
- Halo? Jest tu ktoś? - spytałam, ale jedynie odgłos wiatru mi odpowiedział
Wreszcie pozwolił się odesłać w zaświaty? Ten chłopak też jakoś mógł pomagać duchom? No nic, czas się stąd wynosić. Chwyciłam za klamkę, która praktycznie już odlatywała od drzwi i gdy uchyliłam je krzyknęłam zakrywając oczy. 
- Jestem straszniejszy od duchów? - znów ten chłodny głos chłopaka - Po co tu za mną przylazłaś? 
Cofnęłam ręce od twarzy i wsadziłam dłonie do kieszeni.
- Wiesz myślałam, że będziesz potrzebował pomocy ... - lekko się uśmiechnęłam, ale jak zwykle na daremno 
- To źle myślałaś
- Coś ty taki jesteś?! Zrobiłam ci coś czy co?! - krzyknęłam wymijając go i znów chwyciłam się za barierkę z drugiej strony
Tak moja pamięć tak bardzo pomocna, że w ostatniej chwili sobie przypomniałam, że drewno jest spróchniałe i gdybym nie została złapana przez chłopaka znów wylądowałabym na trawie ... i żeby umilić mój upadek na szkło. Chłopak puścił mnie i zszedł po schodach.
- Ej no powiedź coś - znów tak stałam jak słup wpatrując się jak oddala - Poczekaj!


<Strzałka?>

Zaczarowani