- Tak. – odpowiedział dostrzegając jednocześnie błysk w
oczach czarnowłosego. Albinos pochylił się w przód tylko po to, aby ucałować
delikatnie niższego ducha. Gdy z powrotem oparł się o fotel na twarzy Coena
widniał szeroki uśmiech.
- To dobrze. – powiedział, po czym przeniósł spojrzenie na
ekran. Przez chwilę kręcił się w miejscu, aż w końcu oparł się wygodniej o
albinosa.
Sasza nigdy nie
widział takiej gry. Przez chwilę po prostu tępo wpatrywał się w obrazy na ekranie
podziwiając jakość grafiki. Z początku tylko dreptał posłusznie za postacią
Arlo.
- Strzelaj Saszka! – zawołał chłopak. Białowłosy drgnął
nerwowo prawie wypuszczając pada. Szybko nacisnął jeden z przycisków z dumą
obserwując jak ruch na ekranie zamiera.
- Zabiłem ich? – ucieszył się patrząc w zamrożony ekran. Niższy
duch pokręcił ze śmiechem głową.
- Nie. Zatrzymałeś grę. – wyjaśnił, wznawiając grę. Sasza
przechylił głowę nie bardzo rozumiejąc co powinien teraz zrobić. Jego postać
zaczęła kręcić się w kółko, jakby zażyła amfetaminę nie do końca pewnego
pochodzenia. W końcu nacisnął jeden z guziczków, sprawiając, że postać kucnęła.
Poczuł jak plecy Arlo lekko wibrują podczas gdy ten tłumił chichot. Alba westchnął
zrezygnowany, ożywiając się dopiero wtedy gdy po naciśnięciu jednego z
przycisków, rzucił granatem.
- Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie zagrałeś w ani jedną grę. –
westchnął czarnowłosy, najwyraźniej rozbawiony osiągnięciami wyższego ducha.
Mimo to w jego głosie nie słychać było złośliwości.
- Kiedyś się nauczę. Mam przecież na to całą wieczność. –
odparł Alba uśmiechając się lekko.
- W sumie racja. – rzucił tamten, obserwując jak postać
Saszy ginie. Białowłosy przeciągnął się leniwie, po czym wplótł blade palce w krucze
włosy znajomego. Zaczął bawić się czarnymi kosmykami. Zaplatał je ze sobą tylko
po to, aby je rozplątać.
- A ty, Arlo? Lubisz mnie? – zapytał po chwili ciszy.
Przymknął oczy, ciesząc się, że nie czuje się samotny. Nienawidził tego uczucia
melancholii i odosobnienia, które rosło z każdym kolejnym dniem. Cisza, która
na początku zdawała się być przyjemna, zaczynała huczeć w uszach. Szpital,
będący domem powoli przeistaczał się w klatkę, w której Sasza sam się zamknął.
A potem pojawił się Arlo, i wystarczyło tylko kilka chwil by zburzyć
przytłaczającą ciszę i wyrwać się na zewnątrz. Po raz pierwszy od wielu lat,
Alba poczuł się komuś potrzebny. I wiedział tylko jedno. Że chce, aby tak już
zostało, i że cokolwiek by się nie działo, chce być blisko Arlo.
< Arlo? >