Arlo zamarł z ustami przy ciepłej, delikatnej skórze szyi drugiego ducha. Wszystkie jego mięśnie napięły się odruchowo, zupełnie tak, jakby oczekiwał na cios. Jego ciało zawsze właśnie w ten sposób reagowało na zaskoczenie; Coen nie spodziewał się, że aż tak łatwo i szybko zdoła wyciągnąć z Saszy pożądane informacje. Zbyt łatwo i szybko, przemknęło mu przez myśl, a nagła niepewność sprawiła, że zacisnął mocniej palce na bluzie albinosa.
- Czemu mi to mówisz? – spytał cicho, wciąż się nie prostując. Nie czuł takiej potrzeby. Przez ten krótki okres czasu, jaki zajęło mu dziś obcowanie z Albą, zdążył zauważyć, że wyższy duch niechętnie okazuje jakiekolwiek emocje. Tym razem na pewno było podobnie, więc po co siadać prosto, skoro wpatrywanie się uporczywie w twarz znajomego i tak nie przyniesie mu żadnych zysków?
Poczuł, jak Sasza wzrusza ramionami.
- Bo bardzo chciałeś to wiedzieć – mruknął w odpowiedzi. Słychać było, że wciąż jest nieco oszołomiony zaistniałą sytuacją, ale szybko wraca do siebie. Arlo wiedział świetnie, że musi ciągnąć go za język dopóki jeszcze ma szansę dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat albinosa.
- A ty nie chciałeś mówić – prychnął, popychając drugiego ducha w pierś i zmuszając go tym do położenia się na twardym szpitalnym łóżku. Pochylił się nad nim, zbliżając swoją twarz do jego twarzy. – Więc czemu mówisz mi to akurat teraz?
Sasza uciekł wzrokiem w bok, w stronę okna. Arlo zauważył ten dziwny odruch już po raz kolejny, i wcale mu się to nie podobało. Złapał albinosa za brodę, zmuszając, żeby znów na niego spojrzał.
- Powiedz mi – zażądał, mierząc Albę wściekłym spojrzeniem. – Myślisz, że interesują mnie twoje głupie prochy? Jesteś głupi, Saszka. Głupiutki. Mam gdzieś gdzie schowałeś te narkotyki, wiesz? Ciekawiło mnie tylko kiedy się złamiesz i mi powiesz. I co będę musiał zrobić, żebyś mi powiedział – uśmiechnął się, podciągając bluzę znajomego. – I chyba już wiem co na ciebie działa.
<Naleśniczek, wybacz, ale pogrzeb mnie zdołował. ;A;>